Po długim i ciężkim dniu dowlekłam się
w końcu do domu. Zmęczona, zrzuciłam szpilki i poszłam do łazienki napuścić
wody do wanny. Lupe przywitała mnie pod jej drzwiami. Schyliłam się i wzięłam
ją na ręce, chowając twarz w jej jedwabistym szarym futerku. Moja kotka jak
nikt inny potrafiła ukoić zszargane nerwy takiej rozchwianej histeryczki jak
ja. Widok tej dziewczyny w ciemnym, cuchnącym zaułku był naprawdę okropny.
Dawno nie widziałam tak rozległych ran. I to u kogoś tak młodego, kogoś kto
dopiero zaczynał swoje życie.
Nie żebym była jakoś przyjacielsko
nastawiona do Nocnych Łowców, ale mimo wszystko widok jej martwego,
zaszlachtowanego ciała przyprawił mnie o mdłości. Nawet jej nie powinno spotkać
coś takiego.
Gdy wanna napełniła się parującą wodą,
zrzuciłam ubranie i dodałam trochę pachnącego pomarańczami olejku, który
dostałam w prezencie od babci. Zanurzyłam się po szyję, wzdychając z ulgą, gdy
gorąca woda zaczęła rozluźniać moje napięte od stresu mięśnie. Nie dość, że Dan
grał mi na nerwach i doprowadzał do szału w biurze, to jeszcze musiałam wplątać
się w morderstwo. Zamknęłam oczy, wzdychając cicho. Intensywny zapach olejku
rozszedł się w powietrzu, kojąc moje zmysły. Jako półdemon potrzebowałam choć
jednej chwili wytchnienia w ciągu dnia, inaczej mój przeciążony informacjami i
wrażeniami umysł zaczynał strajkować. Z tego powodu rachunki za wodę płaciłam
nieco większe, ale przynajmniej mój spokój ducha był niezakłócony a umysł
działał na najwyższych obrotach.
Do kąpieli przydałaby się lampka wina.
Szkoda, że nie pomyślałam o tym zanim wlazłam do wody. Spojrzałam na Lupe,
która od zawsze zdawała się wiedzieć co dzieje się w mojej głowie. Czasem
podejrzewałam, że sama jest jakims magicznym stworzeniem, które przybrało
postać kotki i już zostało w moim życiu.
- Kiciu, wiesz o czym teraz myślę?
Lupe przekrzywiła łepek i miauknęła.
- Dokładnie tak. O przystojnym facecie, który
zrobiłby mi masaż stóp.
Gdybym miała więcej rozumu,
wiedziałabym żeby tego nie mówić. Sekundę później okno do mojej łazienki
podjechało do góry i pojawiła się w niej twarz, a dokładnie czyjś kosmaty,
włochaty i uzbrojony w garnitur zębów pysk ze świecącymi żółtymi ślepiami.
- AAAAAAAAAA!!! Kim ty, u diabła, jesteś i co
tutaj robisz?! – wrzasnęłam zszokowana, zagarniając jak największe ilości
piany, żeby zakryć się przed pałającym spojrzeniem owych wyżej wymienionych
ślepi.
- Spokojnie – odezwał się nieznajomy, choć tak
naprawdę zabrzmiało to jak warkot. Z tego szoku ledwie udało mi się rozróżnić
poszczególne słowa. – Przyszedłem tu bo wiem, że możesz mi pomóc.
Zamrugałam ze zdumienia, zbierając
szczękę z podłogi. Na moich oczach kosmaty łeb zmienił się stopniowo w ludzką
głowę. Ciemne futro zastąpiły czarne włosy, żółte ślepia zielone oczy, a zębaty
pysk długi, prosty nos i wygięte w kpiącym uśmieszku pełne usta.
Nieznajomy usiadł na parapecie i
spojrzał na mnie z ukosa. Jego intensywne spojrzenie świdrowało mnie na wylot.
Choć siedziałam w tej przeklętej wannie zupełnie naga, miałam wrażenie jakby
wilkołak rozbierał mnie wzrokiem. Dreszcz podniecenia przebiegł mi po skórze.
Gdy zorientowałam się, że to faktycznie podniecenie, wymierzyłam sobie mentalny
policzek. Chyba kompletnie oszalałam.
- Pomóc? – spytałam, zezując w stronę ręcznika
leżącego niecałe pół metra ode mnie. – W jakim sensie?
Szkoda, że mojego brata nie było akurat
w domu. On by wiedział jak grzecznie wyprosić tego pana za drzwi.
- Znalazłem ogłoszenie w gazecie. Z adresem
twojego biura detektywistycznego – powiedział, również zezując w kierunku
ręcznika. Gdy przeniósł spojrzenie na mnie, wbrew swojej woli poczułam jak
lekki rumieniec pokrywa moje policzki.
- W jakiej znowu gazecie? – spytałam
idiotycznie, wiercąc się nieswojo. Albo mi się zdawało, albo zielonooki Pan
Wilkołak pożerał mnie wzrokiem. Dziwne, bo znał mnie od zaledwie pięciu minut.
Cóż, chyba jego gatunkowi wszystko
jedno czy to pięć minut czy pięć godzin.
- W Paranormalnym Tygodniu. Kojarzysz? –
spytał, ale widząc kompletne niezrozumienie w moich oczach machnął lekceważąco
ręką. – Nieważne. Pomożesz mi? Zamordowano moją przyjaciółkę.
Przymknęłam na sekundę oczy, zbierając
myśli do kupy.
- Pomogę. Tylko najpierw podaj mi ręcznik.
W tej chwili zgodziłabym się na
wszystko byleby tylko móc się czymś zakryć.
Nieznajomy wstał z gracją z parapetu i
dopiero wtedy dostrzegłam jak bardzo był wysoki. I umięśniony. I przystojny.
Mówiłam już jaki był wysoki?
Sapnęłam w duchu, zupełnie
nieprzygotowana na taki widok.
Pan Wilkołak schylił się i podniósł
ręcznik z wyłożonej kafelkami podłogi. Wszystkie mięśnie pod jego opaloną skórą
przesunęły się pod wpływem tego ruchu. Na wszystkie zastępy niebieskie
Archanioła Michała, jakim cudem taki przystojniak wylądował w moim domu?
Spojrzałam na ręcznik w jego dłoni, a
potem na niego.
- Chyba nie myślisz, że wyjdę teraz z wanny,
co?
Jedna ciemna brew podjechała do góry.
- Widziałem już wiele w swoim życiu. To też
jakoś zniosę.
Bezczelny typek! Zmrużyłam oczy. No
dobra, gorący bezczelny typek.
Pstryknięciem palców otworzyłam drzwi
do łazienki. Nieznajomy obejrzał się przez ramię w ich stronę, okazując w końcu
nieco zdziwienia. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- A teraz wyjdź. Proszę – dodałam, wyciągając
dłoń po ręcznik i czekając.
Rzucił go w powietrze, a ja złapałam
nim zdążył wpaść do wody. Zerknął na mnie po raz ostatni i wyszedł. Gdy tylko
drzwi się za nim zamknęły, wypuściłam przez zęby całe wstrzymywane powietrze i
wyskoczyłam z wanny jak oparzona, czym prędzej wycierając się do sucha. Lupe
przyglądała się moim wariackim wygibasom z przekrzywionym łepkiem. Mogłabym
przysiąc, że w jej oczach błysnęło politowanie.
- Wiem, wiem – mruknęłam pod nosem, zbierając
włosy w kok. – Myślisz, że kompletnie oszalałam. Facet wpada tu jak gdyby nigdy
nic, a ja dostaję białej gorączki na jego widok. – Złapałam szlafrok, założyłam
go i zawiązałam ciasno w pasie. – Ale nie martw się. Wykopię go stąd jak tylko
nadarzy się okazja.
Okazało się jednak, że rzeczywistość
nie była taka prosta jak bym chciała.
Wilkołak zdążył rozgościć się już w
mojej kuchni i popijał piwo z puszki znalezionej w lodówce. Postanowiłam nie
komentować tego w żaden sposób. Ograniczając się jedynie do wysoko uniesionych
brwi, wparowałam do kuchni. Lupe podążyła za mną, głośnym miauczeniem domagając
się jedzenia. Nasypałam jej karmy, którą Michael zostawił w szafce pod zlewem,
i nalałam mleka do miseczki. Gdy moja kotka zabrała się do jedzenia, ja
odwróciłam się w stronę nieznajomego z dłońmi wspartymi na biodrach.
- Skoro chcesz żebym ci pomogła, to opowiedz
coś więcej o tym morderstwie – powiedziałam, podchodząc do ekspresu i nalewając
sobie kawy. To już chyba siódma dzisiaj.
- Wczoraj znalazłem w zaułku ciało swojej
przyjaciółki. Strasznie pokiereszowane. Wszędzie było pełno krwi. Paskudna
sprawa.
- Ona też była wilkołakiem? – spytałam,
upijając łyk gorącej kawy.
Nieznajomy skinął twierdząco głową. Ciekawe.
Ja wczoraj również natknęłam się na ciało, tyle że Nocnej Łowczyni.
- Przyjrzałeś się ciału?
Po twarzy nieznajomego przemknął cień
bólu. Przełknęłam kolejny łyk, zastanawiając się jak bliska była to
przyjaciółka i ile mogła dla niego znaczyć.
- Tak. Było okaleczone. Zabójca zostawił na
nim nakłucia jak po ukąszeniu wampira.
Zmarszczyłam brwi. Dziwne. Nocna
Łowczyni została podziurawiona jakimś ostrym narzędziem, prawdopodobnie nożem,
co wcale nie pasowało do obrażeń wilkołaczki. Jak te dwie zbrodnie mogły się ze
sobą łączyć? Pod warunkiem, że faktycznie się łączyły. Jedynym wspólnym
mianownikiem był jak na razie fakt, że w obu przypadkach ofiary nie były
stricte ludźmi. Potomek Raziela, Nefilim, i wilkołak.
- Nakłucia jak po ukąszeniu wampira? To
znaczy, że to nie był wampir?
Pan Przystojniak przekrzywił głowę w
bok zupełnie jak moja kotka.
- Na pierwszy rzut oka to wygląda jak sprawka
wampira – powiedział powoli – ale nie wyczułem jego zapachu.
Otworzyłam szeroko oczy, przyglądając
mu się z wyraźnym zaciekawieniem.
- To wampiry mają swój zapach? – spytałam,
odstawiając pusty kubek do zlewu. Żeby to zrobić, musiałam podejść bardzo
blisko niego i prawie otarłam się o jego dłoń, którą oparł na krawędzi
kuchennego blatu. Z jego wielkiego ciała biło przyjemne ciepło, przyprawiając
mnie o rozkoszny dreszcz. Jako półdemon urodzony w Hiszpanii uwielbiałam
gorąco, a ten facet był równie gorący co wrząca, czarna kawa w moim ekspresie.
- Owszem – zgodził się, marszcząc nos. –
Wyjątkowo nieprzyjemny.
Jego mina wystarczyła mi za potwierdzenie,
że rzeczywiście tak jest.
- Gdzie znajduje się teraz ciało?
Wiedziałam, że pytanie może być trochę
obcesowe, ale skoro miałam zaangażować się w to śledztwo, potrzebowałam jak
największej ilości dowodów.
- Zabrałem je do siedziby sfory. Obcy nie mają
tam jednak wstępu.
Utkwiłam w nim zdziwione spojrzenie.
- To niby jak mam je obejrzeć?
Na usta Pana Przystojniaka wypłynął
krzywy uśmieszek. Aż korciło mnie żeby go z nich zetrzeć. Co za arogancki typ,
słowo daję.
- A kto powiedział, że jesteś obca? –
powiedział, podchodząc bliżej i wyrzucając pustą puszkę do kosza stojącego
zaraz obok mnie. – Przecież już się znamy – odparł, od stóp do głów lustrując
mnie intensywnym spojrzeniem zielonych oczu. – Jeszcze nigdy nie zawierałem
znajomości w tak interesujących… - urwał na chwilę, szukając odpowiedniego
słowa, co oczywiście nie przeszkadzało mu zupełnie gapić się na mnie jak na
wyjątkowo soczysty kawałek steka - …okolicznościach – dokończył, mając pewnie
na myśli fakt, że zastał mnie kompletnie nagą w mojej własnej wannie.
Odchrząknęłam głośno, wracając do
rzeczywistości.
- No cóż, ja również – przyznałam, czując się
całkiem bezbronna w obecności wielkiego faceta, wyglądem i wzrostem
przypominającego szafę dwudrzwiową stojącą w moim przedpokoju. Z tak bliska
wyczułam zapach bijący z jego ciała i aż w głowie mi się zakręciło. Zawsze
wydawało mi się, że wszystkie wilkołaki cuchną mokrym psem, ale ten tutaj
pachniał skórą, wilgotną ziemią i nutą jakiegoś cytrusowego mydła. Cytrusowe
mydło? Chyba już nic mnie nie zdziwi.
Najbardziej jednak w jego zapachu
podobało mi się to, że pachniał… słońcem. Otworzyłam szeroko oczy. Wilkołaki to
nocne stworzenia, więc czemu akurat przyszło mi to na myśl? Nie miałam pojęcia,
ale moja gorąca hiszpańska połowa wręcz pławiła się w cieple emanującym z tego
wielkiego faceta. Prawie zamruczałam z przyjemności gdy wyczułam jego słoneczną
aurę. Nic nie działało na mnie lepiej niż słońce i ciepło.
- W takim razie zaprowadzę cię tam żebyś mogła
zbadać ciało – powiedział hipnotyzującym głosem, i gdybyśmy nie rozmawiali o
trupach, pewnie uznałabym tą rozmowę za wyjątkowo intrygującą.
W końcu nie co dzień wilkołak nachodzi
was we własnym domu.
- To ja już sobie pójdę – dodał, odsuwając się
nieco, a mnie momentalnie zrobiło się chłodniej.
Gdy nieznajomy podszedł do drzwi i
położył rękę na klamce, odzyskałam wreszcie głos.
- Hej, zapomniałeś powiedzieć jak masz na imię
– zawołałam za nim, sama nie wiedząc po co to robię.
Spojrzał na mnie przez ramię,
uśmiechając się.
- Gabe.
I to mówiąc, wyszedł, starannie
zamykając za sobą drzwi.
Skołowana, osunęłam się na krzesło. Los
cię nie oszczędza, pomyślałam w duchu, gapiąc się na drzwi. Wtedy zobaczyłam
skrawek papieru leżący na wycieraczce. Unosząc ze zdumienia brwi, podeszłam
bliżej i podniosłam go. Na złożonej kartce widniały tylko dwa zdania, po
przeczytaniu których cała krew odpłynęła mi z twarzy.
„Mam twojego brata.
Pandemonium, jutro wieczorem”.
Zacisnęłam mocno powieki, kompletnie
nie rozumiejąc o co chodzi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Michael przez
cały dzień nie dawał znaku życia. Coś musiało mu się stać w drodze do pracy.
Osunęłam się ciężko na podłogę, zaciskając dłoń na liściku. Do głowy nie
przychodził mi żaden powód, dla którego ktoś mógłby zrobić coś takiego. Poczułam
kłucie pod powiekami, ale wściekłym mruganiem szybko odpędziłam niechciane łzy.
Zalała mnie fala wściekłości. Ktoś, kto porwał mojego brata, popełnił bardzo poważny
błąd.
***
Postawiłam
kołnierz płaszcza, ochraniając się przed zimnym wiatrem, i ruszyłam w stronę
Pandemonium. Kolejka była długa jak zawsze, ale jakims cudem udało mi się
wślizgnąć do środka niezauważoną. Wiadomo, zdolności demona na coś się w końcu
przydają.
W
środku zdjęłam płaszcz i rozejrzałam się powoli dokoła, szukając niewysokiej
blondynki. Dostrzegłam ją w pogrążonym w półmroku boksie oddzielonym od sali
cienkim przepierzeniem. Ruszyłam w tamtą stronę, mijając po drodze tańczące
pary.
Z
lekkim wahaniem wsunęłam się do środka i spojrzałam dziewczynie w oczy.
-
Dostałam twoją wiadomość – powiedziałam bez żadnych ogródek.
-
Co za ulga – odparła z sarkazmem.
-
Dlaczego spotkałyśmy się akurat tutaj? Mogłaś wybrać inne miejsce – rzuciłam. –
Na przykład moje biuro.
-
Lubię publiczne miejsca. – Widocznie nie
chciała dać mi przewagi przebywania w znajomym otoczeniu, gdzie czułabym się
bezpieczniej.
-
Strasznie jesteś skryta – mruknęłam, chcąc mieć to już za sobą.
-
Nie przyszłam tu o tym gadać. Znasz już cel mojej wizyty, nieprawdaż ? – prawie
warknęła.
-
W liściku napisałaś, że został porwany. Rozumiem, że przez ciebie. Nie rozumiem
tylko dlaczego.
Prawda
była taka, że kompletnie nie rozumiałam z jakiego powodu mogłaby to zrobić.
-
Zauważyłam, że śledzisz mnie od jakiego czasu. Domyślasz się, że to ja zabijam.
Nie chcemy, żeby to wyszło na jaw.
-
My? To jest was więcej? – zainteresowałam się nagle.
W
oczach dziewczyny dostrzegłam natychmiastowe zdenerwowanie. Chyba powiedziała o
jedno słowo za dużo.
-
To naprawdę nie jest twoja sprawa. Zaraz przestanę być miła – rzuciła zgryźliwym
tonem.
-
To jest moja sprawa – powiedziałam z mocą. – Masz mojego brata, choć nic
takiego ci nie zrobił.
-
Nie znasz powiedzenia „Po trupach do celu”?
-
Chcesz go zabić? – spytałam zszokowana.
Na taką
niespodziankę nie byłam przygotowana.
-
Jeśli będzie taka potrzeba – odparła całkiem spokojnym tonem, który przeraził
mnie jeszcze bardziej.
-
Czyli co mam według ciebie zrobić? Dać sobie z tym spokój? Pozwolić ci dalej
zabijać niewinnych ludzi i inne stworzenia?
-
Też byś tak robiła, gdyby spotkało cię to co mnie - powiedziała z żalem.
Zmarszczyłam
brwi. Cudownie. Trafiła mi się ogarnięta chęcią zemsty wariatka. Wyglądało na
to, że na razie nie mam innego wyjścia. Musiałam przystać na jej warunki. Nie
żeby jakoś specjalnie mnie to cieszyło. Zgrzytając zębami z wściekłości,
spytałam w miarę opanowanym tonem:
-
Co mam zrobić żebyś oddała mi brata w jednym kawałku?
-
Wszystko co ci powiem.
Moje
brwi wystrzeliły w górę ze zdumienia. Nie będzie mną dyrygowała jakaś
rozwydrzona smarkula. Pochyliłam się do przodu i spojrzałam jej w oczy.
-
Wszystko?
-
Jak bardzo kochasz brata? – spytała, przyglądając mi się uważnie.
Idiotyczne
pytanie.
-
Bardziej od siebie samej.
-
To już chyba znasz odpowiedź – dodała z krzywym uśmieszkiem. Wyglądało na to,
że cała ta sytuacja strasznie ją bawiła. W przeciwieństwie do mnie.
Osunęłam
się ciężko na siedzenie. Twarda laska, pomyślałam. Nawet powieka jej nie
drgnęła kiedy to mówiła. Nie mogłam jej rozgryźć, choć podświadomie czułam, że
nie była do końca przesiąknięta złem. W jej przeszłości musiało zdarzyć się
coś, co…
-
Słuchaj, może załatwimy to tak. Oddasz mi brata, ja nie będę się mieszać w
twoje sprawy i będzie po sprawie, co?
W
duchu liczyłam, że się zgodzi. Byłam głupia.
-
Mylisz, że uwierzę? Nie będę miała karty przetargowej – prychnęła.
-
Nie sądzisz chyba, że jeśli dam ci słowo, że zostawię to w spokoju, to od razu
je złamię, co? Moje słowo honoru ci nie wystarcza?
-
Ludzie z honorem to w tych czasach rzadkość. A na szali stoi nasze życie. Nie
zrobię tego.
Powstrzymałam
się od zgryźliwego komentarza, że życie mojego brata również stoi na szali i
zamiast tego powiedziałam:
-
Do czego właściwie potrzebny jest ci mój brat? Jesteś Nocnym Łowcą. Nie wolno
wam zabijać ludzi. Poza tym, Michael jest zwykłym człowiekiem nie demonem. Niczego
nie zyskasz na jego śmierci.
-
Nie obchodzi mnie to całe Clave i jego zasady. Każdy Nocny łowca jest moim
wrogiem.
W
tym momencie zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak jest, ale przecież nie
przyszłyśmy tu na babskie pogaduszki.
-
Jeśli przysięgnę, że będę trzymać się od tego z daleka, uwolnisz Michaela? –
spytałam z nadzieją.
-W
krótce będziesz mi potrzebna. Wtedy zwrócę się do ciebie po przysługę. Jeśli ją
spełnisz, oddam ci brata.
-
A jeśli nie?
-
Już nigdy go nie zobaczysz.
I
to mówiąc, dziewczyna wstała, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem, i
jak gdyby nigdy nic opuściła boks. Po jej wyjściu zacisnęłam dłonie w pięści i zaklęłam
bezgłośnie w poczuciu bezsilności. Musiałam zacząć działać, i to szybko. Nie zastanawiając
się nad tym co właściwie robię, opuściłam boks i chwiejnym krokiem opuściłam
klub. W głowie huczało mi od różnych myśli i co chwila wyobrażałam sobie jak
chwytam blondynkę i skręcam jej kark.
Wciskając
dłonie w kieszenie płaszcza, podeszłam do wolnej taksówki i kazałam się zawieźć
na Harlem. O tej porze okolica była bardziej niż niebezpieczna, ale miałam to w
nosie. Liczyło się tylko to, żeby za wszelką cenę odzyskać brata.
Zadowolona
z tego, że w końcu mam jakiś plan działania, wyskoczyłam z taksówki, rzuciłam
kilka banknotów na tylne siedzenie i ruszyłam przed siebie szybkim krokiem.
Za
rogiem znajdował się „Róg Tęczowego Jednorożca”. Miejsce, w którym można było
dostać najwymyślniejszą i najbardziej zabójczą broń jaka kiedykolwiek została
wymyślona. Właściciel, Symeon Suursiga, zwalisty facet z wielkim brzuchem,
imponującymi bokobrodami i wiecznie mętnym wzrokiem, stał za ladą i gdy tylko
weszłam, posłał mi wściekłe spojrzenie. Zdumiewające było to, że traktował tak
niemal każdego swojego klienta a mimo to jego sklep doskonale prosperował.
Podeszłam
prosto do lady, mrużąc oczy, bo poraził mnie koszmarny wzór w jaskrawożółte
palemki na jego hawajskiej koszuli.
-
Potrzebuję athame z czarną rękojeścią i dōtanuki.
Symeon rzucił mi
podejrzliwe spojrzenie. Pewnie zastanawiał się po co mi ten arsenał. Mrucząc pod
nosem jakieś obelgi, podszedł do gabloty po lewej i wyciągnął stamtąd wyżej
wymienione przedmioty.
- Ile? – spytałam. Położył broń na
ladzie a ja wzięłam do ręki sztylet i zaczęłam go uważnie oglądać. Był idealny.
Wymienił kwotę, a ja od
razu sięgnęłam do kieszeni po gotówkę. Nawet jeśli się zdziwił, że ktoś może
nosić przy sobie tyle pieniędzy, wcale tego po sobie nie pokazał.
Zawinął oba pudełka w
szary papier i przesunął po ladzie w moją stronę.
- Tylko się nie skalecz – mruknął,
odwracając się w stronę antycznej kasy.
Uśmiechnęłam się pod
nosem, opuszczając sklep. Symeon i jego zgryźliwe poczucie humoru.
Jeśli ktoś tu się
skaleczy, to na pewno nie ja.
EricaNorthman
Zajebiste. :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, widzę bohaterka zaczyna się rozkręcać :P Podoba mi się nowa postać - wilkołak, coś nietypowego :) I rozmowa z Sylvią z perspektywy Reiny. Ciekawy pomysł :)
OdpowiedzUsuńto nie jest rozmowa z jej perspektywy, bo razem z DS siedziałyśmy na join.me, a dokładnie ona na moim kompie, i razem pisałyśmy ten dialog :) świetnie nam poszło :)
OdpowiedzUsuńTak, ale zauważyłam, że obie wstawiłyście tę rozmowę w rozdziałach i każda dodawała opis myśli swojej bohaterki w tej chwili - o to właśnie mi chodziło :P
UsuńŚwietny rozdział. Strasznie mnie ciekawi co dalej będzie z tym wilkołakiem :D No i nie mogę się doczekać na starcie z Sylvią 3:>
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś tu się skaleczy, to na pewno nie ja. - kocham to zakończenie! Genialny rozdziaaał :D A wilkołak... mrrr, niezłe ciacho musi z niego być. Przepraszam za tak ubogie komentarze, ale jestem w tym beznadziejna ;)
OdpowiedzUsuńAAAA wilkołak! Liczyłam na małe conieco :( ale i tak było super :D
OdpowiedzUsuńAż się zaczynam ciebie bać! Będziesz się na mnie mścić ?
~DziejeSie
*.* Gorący wilkołak, cudownie :D Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuń