poniedziałek, 17 września 2012

Ash Lennox- Rozdział pierwszy

Mój samolot właśnie ląduje na płycie lotniska. Jestem pogrążona w żałobie po Rose, jednak z całych sił chcę zapomnieć o bólu. Nie mogę dopuścić, aby zawładnął on moim ciałem i sercem, uniemożliwił mi działanie. „Jestem Nocną Łowczynią, emocje nie mogą zaburzać mojego logicznego myślenia” powtarzam jak mantrę. Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Zbieram się w sobie i ocieram gwałtownie łzy spływające po policzkach. „Weź się w garść!” krzyczę w myślach. Kiedy burza w moim wnętrzu ustaje koła samolotu dotykają ziemi. 
„Vale atque salve”1.

Inaczej wyobrażałam sobie NY. W mojej głowie istniał jako słoneczne , pełne gwaru i pozytywnych emocji miasto. Widok przed moimi oczami znacznie od tego odbiega. „Jak w domu” myślę z grymasem niezadowolenia na twarzy. Z nieba leje się deszcz i zawzięcie moczy wszystkich, którzy nie zdążyli się przed nim schować. Dopada ich i nie oszczędza. Starzy czy młodzi, biedni czy bogaci, zdrowi czy chorzy, każdy z nich jest jego celem i nie ucieknie przed nim. Deszcz jest jak śmierć.
Stoję na jednej z głównych ulic NY i nie wiem co dalej. Moim celem jest znalezienie mordercy Podziemnych, ale nie wiem jak mam to zrobić. Czuje się samotna i zagubiona. Jest to dla mnie zupełnie nowe uczucie, bo zawsze kiedy miałam problem dzwoniłam do Rosemarie i wspólnie go rozwiązywałyśmy. Ale teraz już jej nie ma... Odeszła na zawsze i już nigdy nie wróci...

Nagle z zamyślenia wyrywa mnie pisk opon. Otrząsam się z nostalgii i dostrzegam przed sobą kanarkowe Ferrari. Zza opuszczonej szyby przygląda mi się mężczyzna. „Jest nawet przystojny” stwierdzam. Ma azjatycką urodę, lekko złotą skórę i czarne włosy ułożone w „łóżkową fryzurę”. Na męskiej szczęce widać 3-dniowy zarost, a w jego lewym uchu połyskuje srebrny kolczyk z diamentem. Spod gęstych rzęs przyglądają mi się zawadiacko oczy o granatowych tęczówkach. Mężczyzna ubrany jest w jedwabną, fioletową koszulę, złotą kamizelkę, skórzane spodnie i zapewne bardzo drogie,eleganckie buty. Wydaje się być dość wysoki i dobrze zbudowany, ale szczupły i zgrabny.
Przybieram obojętną minę i odzywam się do tajemniczego „X”
- W czym mogę pomóc?
- Jaka zimna- mówi „X” i uśmiecha się pod nosem mamrocząc- Może być zabawnie.
- Zajmujesz mój cenny czas, więc jeżeli nie masz nic ciekawego do powiedzenia spływaj. Radzę posłuchać jeżeli nadal chcesz zachować swój prosty nosek- odpowiadam lekko wkurzona. Co ten kolo sobie myśli?! Nie ze mną te numery.
- Hej, spokojnie księżniczko. Może wsiądziesz i zaoszczędzisz zalewania mi mojego drogocennego Williama?
- Williama – pytam podnosząc brew- Nazwałeś swój samochód?- co za świr...- Niby dlaczego miała bym do ciebie wsiąść?
- Widzę, że nie wiesz co dalej zrobić, a ja chętnie ci pomogę. Lubię pomagać ludziom.. No dobra nie lubię, ale wydajesz się być inna niż wszyscy i dlatego odezwałem się właśnie do ciebie. Możesz to potraktować jako zaszczyt- puszcza do mnie oczko i nachyla aby otworzyć mi drzwi od strony pasażera – Dalej Księżniczko, pospiesz się, nie mam całego dnia. Albo wsiadasz i jedziesz z cudownym towarzyszem, albo ciśniesz się w metrze z facetami śliniącymi się na twój widok i czyimś łokciem wbitym w wątrobę.

Coś nakazuje mi wsiąść i już chwilę później grzeję się w cieplutkiej bryce, w której pachnie wanilią, na lusterku wiszą dwie pluszowe, oczojebnie różowe kostki.
- Fajny wóz. William, tak?
- Wiem- uśmiecha się nie spuszczając oczu z drogi- I owszem, ma na imię William na pamiątkę mojego przyjaciela.
- Fajnie. A tak przy okazji, czy ty dwukrotnie nazwałeś mnie księżniczką?
- A co, wolisz ropuszko albo prosiaczku? - śmieje się spoglądając na mnie.
- Nie wolę nic! Mam na imię Ash i jeżeli jeszcze raz nazwiesz mnie inaczej może się źle to dla ciebie skończyć. - grożę wytykając go palcem.
- Tak jest! - salutuje mi- Księżniczko!- dodaje żartując sobie ze mnie.

Robię obrażoną minę, ale za chwilę na mojej twarzy pojawia się uśmiech. O mamuśku! Ja się śmieję! Znam faceta od 3 minut, a już zdołał mnie rozbawić. Do tej pory udało się to tylko jednej osobie i to dopiero po 4 miesiącach chodzenia za mną i opowiadania mi głupich żartów. Tyle, że wtedy uśmiechnęłam się nie dlatego, że mnie one rozbawiły, tylko dlatego, żeby wreszcie się ode mnie odczepiła. Nie zrobiła jednak tego i wkrótce stałyśmy się nierozłączne. Znów dopada mnie smutne wspomnienie, jednak nieznajomemu po raz kolejny udaje się mnie odciągnąć od ponurych wspomnień.
- A więc Ash, jeżeli cię to choć troszeczkę interesuje zabieram cię do mojej ulubionej restauracji, ”Kota Nyan” na pyszny tęczowy deser z mega porcją bitej śmietany i kubek gorącego kakao. I nie wyjdziemy stamtąd dopóki nie zjesz wszystkiego, nawet jeżeli musiałbym to w ciebie wpychać.
W co ja się wpakowałam? Ten kolo jest szalony! Decyduję się jednak nie uciekać z wrzaskiem i pozwalam zawieźć się do knajpy. Kiedy już docieramy na miejsce i wchodzimy do środka moja szczęka ląduje na podłodze, a oczy wychodzą z orbit. Na cały wewnętrzny wystrój składają się tysiące podobizn kota Nyan, ściany i poszycia kanap zdobi tęcza, a na barze siedzi kot z pofarbowaną sierścią. Nie zgadniecie jak?! W tęczę! Ja chyba trafiłam do jakiegoś wariatkowa, albo „X”podał mi jakieś diabelstwo bo to nie może być jawa.
- Tam tara tam! Witaj w najbardziej zajebistej restauracji w całym NY!- wykrzykuje mi do ucha mój znajomy i prowadzi mnie do odosobnionego stolika w roku. Na blacie stoi tabliczka z inicjałami „K.G.”
- Co to? - pytam spoglądając zaciekawiona na owy przedmiot.
- Wiesz, sądziłem, że jesteś trochę bardziej rozgarnięta... To tabliczka z inicjałami – odpowiada.
- Ugh! Dobrze widzę, że to inicjały! Nie jestem jakąś pustą lalą, która rozmawia ze swoim odbiciem i uważa je za swoją bestfriend forever. - warczę rozdrażniona.
- Już ok, nie to miałem na myśli. I nie wkurzaj się tak bo ci żyłka wyszła, o tu. - mówi i pyka mnie w czoło z zawadiackim uśmiechem.
Czy kiedykolwiek uśmiech znika z jego twarzy? Cały czas ma przyklejonego banana do twarzy i ryje się jak głupi. On chyba poważnie ma coś z głową...
- Jeżeli właśnie rozmyślasz nad tym czy jestem świrem, muszę cię zaskoczyć. Jest ze mną wszystko w jak najlepszym porządeczku – puszcza do mnie oczko, a w tym momencie podchodzi do nas kelnerka. „Jeżeli wszystkie kelnerki w tym miejscu wyglądają jak tlenione lale to chyba trafię do zakładu dla psychicznych za masowy mord szybciej niż mi się wydaje.” Mój tajemniczy towarzysz zamawia podwójną gorącą czekoladę, galaretkową rozkosz i jeszcze coś czego nazwy nie umiem nawet wymówić.
- Czy ty w ogóle zajrzałeś do karty? Czy jesteś tu tak często, że znasz menu na pamięć, a wszyscy pracownicy mają cię dość?
- Owszem, znam ją na pamięć co tylko potwierdza moją niesamowitą zdolność szybkiego zapamiętywania. Wystarczy, że raz na coś spojrzę i już to zostaje w mojej głowie na bardzo długi czas. I mogę cie również zapewnić, że jestem ulubieńcem wszystkich osób i nie ma takiej, która by mnie nie lubiła.
- Masz na myśli to, że każdy kto ma do ciebie jakieś „ale” znika w tajemniczych okolicznościach nim zdąży się z kimś tym podzielić? - pytam zadziornie, a „X” tylko na mnie spogląda.
- O cholercia! Wpakowałam się w jakieś układy z psycholem.. - mamroczę pod nosem, po czym oczyszczam gardło i dodaję już normalnym głosem – Um. Więc jak masz na imię?
- No wreszcie zapytałaś. Już myślałem, że się zestarzeję zanim to zrobisz - wyrzuca ręce w powietrze w wyrazie bezsilności po czym dodaje – Nazywam się Kevin Gao – puszcza do mnie oczko w stylu Jacksona Rathbona2.

W tym momencie wybucham niekontrolowanym śmiechem. Nie wiem jak to możliwe, ale ten facet zdobył moje serce w przeciągu 10 minut. Rose udało się to dopiero po kilku miesiącach! Nie znaczy to, że była gorsza, albo znalazłam sobie za nią zastępstwo. Kocham ją całym sercem i zawsze będę, a pojawienie się Keva nie zmieni moich uczuć względem niej. Już teraz jest on dla mnie formą terapii, którą nie do końca rozumiem, jednak pomaga mi. Dzięki niemu zapominam o bólu w sercu i widzę światełko w tunelu. Jednak nigdy nie zapomnę o mojej Rosie i pomszczę jej śmierć...

1Łac. „Żegnaj i witaj” - chodzi o pożegnanie starego życia i przywitanie nowego.

3 komentarze:

  1. No nie... mama jej nie uczyła że nie rozmawia się z obcymi? xD Jak czytałam pierwsze słowa o Kevinie to oczywiście przed oczami stanął mi Godfrey :P Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha... Kevin GAO, a ja widzę Godfreya *_* xD Podoba mi się ten koleś i czekam na kolejne wątki z nim :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie za szybko zdobył jej serce :>? Coś bardzo naiwna ta ASH! Pewnie ten cały Kevin coś szybko ,wywinie'.

    - JimmyK

    OdpowiedzUsuń