- Ruszaj ten ciężki tyłek stary
zgredzie! Do roboty trza iść!.
Znowu ta stara raszpla, nie dość,
że zapisała cały majątek, temu nadętemu bufonowi to jeszcze mówi mi, co mam
robić.
-Zamknij tę bezzębną jadaczkę,
wstałem już! – krzyczę.
W głowie zaczęło mi łupać. W mordę, nie
trzeba, było pić tego spirytu od tego hinduskiego czarodzieja. Nie ufaj tym,
którzy mają szpony zamiast paznokci. Założyłem leżące na krześle ubranie, nawet
nie śmierdziało. Gdy wychodziłem matka znów zaczęła coś psioczyć, ale zostawiłem
to bez komentarza. Na ulicach Nowego Jorku powoli zaczynało się życie.
Ludziów jak mrówków - pomyślałem.
Wampiry chroniły się przed wschodzącym słońcem, ludzie zmierzali do pracy, tu i
ówdzie pojawiały się jakieś skrzydlate stworzenia. Statua Wolności wznosiła się
nad miastem, Boże, co za paskudztwo, pomnik Lincolna byłby lepszy, koleś miał
imponującą brodę, ach te bokobrody. Brr, na rozmyślania mi się wzięło, jeszcze,
jakim poetą zostanę albo, co.
Czasem zastanawiało mnie jak
ludzie nie mogli być tacy ślepi, dookoła było pełno dziwolągów, a ci żyli w tym
swoim nudnym świecie – wilkołaki, faerie, wampiry, czy demony, przy których
matka wyglądała na Miss Universe. Kreatury, ale dzięki nim interes się kręcił.
Sklep z bronią wymyślił ojciec zanim wykitował (Pamiętajcie - nigdy nie pijcie
nic na imprezach u Bane’a. Nigdy.), kto przypuszczał, że znajomości u Żelaznych
Sióstr się opłacą? Nawet ci supermocni, idealni, wybrańcy samego Razjela itp.
itd. Nocni Łowcy się u nas zapatrywali. Dobrze płacili, więc trzeba było ich
znosić. W myślach widziałem ich łysych, z olbrzymi bąblami powstałymi w wyniku
demonicznej ospy, z czyrakami… wiadomo gdzie. Nawet ten Wayland, Herondale,
Lighwood, Morgenstern czy jak mu tam nie byłby taki śliczniusi. Tylko ten
Jonathan Sebastian Morgenstern był przyzwoity, nawet kielicha dało się z nim
wychylić…
Znowu mi się zebrało na
wspominki, na skrzydła Anioła. Nawet nie zauważyłem jak znalazłem się pod
sklepem. „Róg Tęczowego Jednorożca” - co ten stary musiał wypić, żeby wymyślić
taką idiotyczną nazwę. Mówiłem i przekonywałem – „To sklep z bronią, nazwa musi
być inna. Pod toporem pijanego krasnoluda, Miecz ukradziony przez Valentine’a,
Pod szponem smoka.” Nawet jak mu tak zależało na tym jednorożcu to nazwa „To,
co je Voldemort” czy „Bądź ja Voldi, jedz Jednorożce” były dużo lepsze. Ale
ojciec stwierdził, że to jest zabawne i na „topie”. Zawsze był dziwny.
Zardzewiałym kluczem otworzyłem drzwi. Może to będzie cichy dzień, zamknę
wcześniej i pójdę się napić.
Oczywiście musiałem się mylić….
Martinaza
Zajebista postać w zajebistym prologu :D Czekam na więcej
OdpowiedzUsuńboskie:)
OdpowiedzUsuńRaszpla - buaahahahah
OdpowiedzUsuńBOSKIE! :D
JimmyK
Padłam przy raszpli i bezzębnej jadaczce :D Masz do tego głowę - Symeon to mój guru xD
OdpowiedzUsuńHaha świetne i zabawne, czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńJa padłam przy tych nazwach :P i przy kielichu z Sebkiem :P
OdpowiedzUsuńHahaha SIKAM ZE ŚMIECHU XD Sebastian <333
OdpowiedzUsuń~DS