sobota, 1 września 2012

Symeon Suursiga - Prolog

- Ruszaj ten ciężki tyłek stary zgredzie! Do roboty trza iść!.
Znowu ta stara raszpla, nie dość, że zapisała cały majątek, temu nadętemu bufonowi to jeszcze mówi mi, co mam robić.
-Zamknij tę bezzębną jadaczkę, wstałem już! – krzyczę.
 W głowie zaczęło mi łupać. W mordę, nie trzeba, było pić tego spirytu od tego hinduskiego czarodzieja. Nie ufaj tym, którzy mają szpony zamiast paznokci. Założyłem leżące na krześle ubranie, nawet nie śmierdziało. Gdy wychodziłem matka znów zaczęła coś psioczyć, ale zostawiłem to bez komentarza. Na ulicach Nowego Jorku powoli zaczynało się życie.
Ludziów jak mrówków - pomyślałem. Wampiry chroniły się przed wschodzącym słońcem, ludzie zmierzali do pracy, tu i ówdzie pojawiały się jakieś skrzydlate stworzenia. Statua Wolności wznosiła się nad miastem, Boże, co za paskudztwo, pomnik Lincolna byłby lepszy, koleś miał imponującą brodę, ach te bokobrody. Brr, na rozmyślania mi się wzięło, jeszcze, jakim poetą zostanę albo, co.
Czasem zastanawiało mnie jak ludzie nie mogli być tacy ślepi, dookoła było pełno dziwolągów, a ci żyli w tym swoim nudnym świecie – wilkołaki, faerie, wampiry, czy demony, przy których matka wyglądała na Miss Universe. Kreatury, ale dzięki nim interes się kręcił. Sklep z bronią wymyślił ojciec zanim wykitował (Pamiętajcie - nigdy nie pijcie nic na imprezach u Bane’a. Nigdy.), kto przypuszczał, że znajomości u Żelaznych Sióstr się opłacą? Nawet ci supermocni, idealni, wybrańcy samego Razjela itp. itd. Nocni Łowcy się u nas zapatrywali. Dobrze płacili, więc trzeba było ich znosić. W myślach widziałem ich łysych, z olbrzymi bąblami powstałymi w wyniku demonicznej ospy, z czyrakami… wiadomo gdzie. Nawet ten Wayland, Herondale, Lighwood, Morgenstern czy jak mu tam nie byłby taki śliczniusi. Tylko ten Jonathan Sebastian Morgenstern był przyzwoity, nawet kielicha dało się z nim wychylić…
Znowu mi się zebrało na wspominki, na skrzydła Anioła. Nawet nie zauważyłem jak znalazłem się pod sklepem. „Róg Tęczowego Jednorożca” - co ten stary musiał wypić, żeby wymyślić taką idiotyczną nazwę. Mówiłem i przekonywałem – „To sklep z bronią, nazwa musi być inna. Pod toporem pijanego krasnoluda, Miecz ukradziony przez Valentine’a, Pod szponem smoka.” Nawet jak mu tak zależało na tym jednorożcu to nazwa „To, co je Voldemort” czy „Bądź ja Voldi, jedz Jednorożce” były dużo lepsze. Ale ojciec stwierdził, że to jest zabawne i na „topie”. Zawsze był dziwny. Zardzewiałym kluczem otworzyłem drzwi. Może to będzie cichy dzień, zamknę wcześniej i pójdę się napić.
 Oczywiście musiałem się mylić…. 

 Martinaza

7 komentarzy:

  1. Zajebista postać w zajebistym prologu :D Czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Raszpla - buaahahahah
    BOSKIE! :D
    JimmyK

    OdpowiedzUsuń
  3. Padłam przy raszpli i bezzębnej jadaczce :D Masz do tego głowę - Symeon to mój guru xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha świetne i zabawne, czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja padłam przy tych nazwach :P i przy kielichu z Sebkiem :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha SIKAM ZE ŚMIECHU XD Sebastian <333
    ~DS

    OdpowiedzUsuń