wtorek, 4 września 2012

Viviene Winslet - Rozdział pierwszy


- Zamiast się uczyć jakichś zasranych tajników tarota, mogłabyś się przyłożyć do treningów. – mruczałam pod nosem, wlokąc się do domu. Tak się złożyło, że na miejsce zlecenia pojechałyśmy motorem. Gdy już dojechałyśmy, zaatakowało nas sześciu Wyklętych, a wraz z nimi pokazało się także kilka Pożeraczy i eidolon. W trakcie walki jeden z Wyklętych zniszczył nasz transport.
Wyszłybyśmy bez szwanku, gdyby Margaret na treningach nie bujała w obłokach i przykładała się bardziej do obrony siebie i innych. No, ale oczywiście ona uważała, że tarot to lepsza broń.
Gdy byłam zajęta Wyklętym, eidolon zaszedł mnie od tyłu. Moja parabatai była tak zagubiona w walce, że nie zdążyła mi pomóc. Zmiennokształtny zaatakował mnie kataną.
Gdybym nie robiła akurat uniku, ostrze odcięłoby mi rękę, a tak demonowi udało się tylko mocno je rozciąć. Pomimo okropnego bólu, byłam w stanie walczyć dalej.
Tuż po wyeliminowaniu wszystkich przeciwników, narysowałam sobie Iratze, które już działało, lecz rozcięta ręka wciąż bolała.
- Przepraszam cię no! – blondynka podniosła głos. Na jej twarzy malowało się poczucie winy.
I prawidłowo.
 - Dobra, wybaczę ci, ale… Pod jednym warunkiem. – gdy to mówiłam, zaczął padać deszcz. Gdy spróbowałam przyspieszyć, moją nogę przeszył ból. Musiałam sobie coś w nią zrobić, a Iratze jeszcze tam nie dotarło. Cholera jasna.
 - Ale? – dopytywała się Margaret.
 - Będziesz trenowała ze mną dwa razy w tygodniu po dwie godziny… I koniec z tarotem.
Z jej ust wyrwało się westchnienie. Czyli będzie ciężko.
 - Dobrze. – uniosłam brwi ze zdziwienia. Tak łatwo skapitulowała? Nie chciało mi się w to wierzyć. Za dobrze ją znałam, by dać się nabrać. Byłam w stu procentach pewna, że nie skończy z tym kurewskim tarotem.
 - Cieszy mnie to. Pierwszy trening jutro wieczorem. Muszę odpocząć. Ramię strasznie mnie boli. – rzuciłam ku niej znaczące spojrzenie.
 - Świetnie, wypominaj mi to, proszę bardzo! – zatrzymała się, tupnęła ze złości nogą i wypruła przed siebie tak szybko, że z miałam problem z dogonieniem jej. Gdy znowu spróbowałam przyspieszyć, ból nadal przeszywał moją kostkę. Musiałam nadwyrężyć jakiś mięsień.
 - Margie, poczekaj! – zawołałam za nią.
Deszcz lał się z nieba strugami. Czułam, jak kolejne warstwy mojego ubrania przemakają, a to krępowało moje ruchy. Poziom mojego zirytowania znacznie wzrósł.
Margaret nie zatrzymała się. Oddalała się ode mnie szybkim krokiem.
Zaklęłam siarczyście pod nosem i zaczęłam biec, ignorując ból w nodze. Jakoś dało się go znieść.
Cholerne Iratze… Tak wolno leczyło moje kontuzje.
 - Kurwa, Margaret! – wydarłam się. Zaczęłam ją doganiać. Kiedy do jej uszu dotarł dźwięk moich szybkich kroków i plusk rozbryzgiwanej wody, zatrzymała się, choć nadal stała tyłem.
 - Przepraszam. Więcej nie będę. – położyłam jej rękę na ramieniu. Chwilę stałyśmy, nie odrywając od siebie wzroku. W końcu na jej usta wypłynął szeroki uśmiech.
 - David u mnie nocuje. – opuściłam rękę. Moja twarz z pewnością nie była w tym momencie tak promienna, jak jej. Miałam ochotę warknąć ze złości.
 -Jasne, nie ma sprawy. – lekko uniosłam kącik ust.
Nie było mi ani trochę do śmiechu.

                                                   ~.~
Po powrocie do domu szybko zaszyłam się w łazience.
Zrzuciłam z siebie mokre rzeczy, weszłam pod prysznic i stałam przez dziesięć minut pod strumieniem gorącej wody. Od razu zrobiło mi się przyjemniej.
Gdy już ubrałam czystą bieliznę i luźną koszulkę do spania, zrobiłam sobie duży kubek gorącej czekolady i zamknęłam się w swoim pokoju.
Margaret poznałam, gdy miałam osiemnaście lat. Ona wtedy zaczynała treningi.
Wpadałyśmy na siebie dość często, gdyż wtedy pomieszkiwałam jeszcze w Instytucie. Potem okazało się, że rodzice zapisali mi niewielkie mieszkanie, w którym mogłam zamieszkać. Nie czekałam długo: wyprowadziłam się w przeciągu tygodnia. Jednak wciąż wpadałam odwiedzać Margaret, która się szkoliła.
Z rodzicami nie rozmawiała od dawna – nie chcieli, by się szkoliła i mieli jej za złe to, jakiego wyboru dokonała. Sami zrezygnowali z życia w świecie Cieni. Stali się Przyziemnymi.
Żywiąc do niej ogromną urazę, zerwali z nią wszelki kontakt. Nie dawali żadnego znaku życia.
Od tego momentu Margaret stała się dzieckiem Instytutu. Zniosła to dzielnie… A ja pomagałam jej najbardziej, jak potrafiłam.
Z czasem zaczęłyśmy spędzać ze sobą co raz więcej czasu, aż w końcu poczułyśmy, że chcemy zostać parabatai.
Gdy złożyłyśmy przysięgę, zaproponowałam Margaret wspólne mieszkanie. Nie miała nic przeciwko.
W ten oto sposób mój pokój został podzielony przez fachowców płytą gipsową, byśmy miały więcej prywatności. Pozwalało nam to na przyprowadzanie do siebie innych znajomych, czy chłopaków…
I tu zaczynały się komplikacje.
Płyta, która oddzielała nasze pokoje, była bardzo cienka. Słyszało się prawie każdy dźwięk dobiegający z sąsiedniego pokoju. Dotyczyło to też uderzeń. Jeżeli któraś z nas mocniej walnęła w ścianę po swojej stronie, u drugiej można to było poczuć.
Właśnie dlatego nie cieszyłam się z przyjścia Davida.
Odpychając od siebie wszelkie myśli, zapaliłam lampkę stojącą na stoliku koło łóżka i sięgnęłam po książkę „Droga Cienia” Brenta Weeksa. Miała świetne recenzje w internecie. Choć minęło tyle lat od jej wydania, wciąż dobrze się trzymała w rankingach. Tak samo jak Harry Potter.
Popijając gorącą czekoladę, zaczęłam czytać.
Deszcz tłukł o szyby, wybijając szybki rytm. Dla mnie było to uprzyjemnienie czytania. Uwielbiałam deszczową pogodę. Wprawiała mnie w melancholijny nastrój… W sam raz na zaszycie się w pokoju z dobrą książką.
W sąsiednim pokoju usłyszałam wesoły śmiech Margaret. Widocznie zaczynało się to, czego tak bardzo nienawidziłam.
Westchnęłam i jeszcze bardziej skoncentrowałam się na tekście.
Po kilku minutach spokoju rozległ się dziewczęcy pisk zaskoczenia i męski pomruk zadowolenia. Chryste… Moja przyjaciółka ma osiemnaście lat i w najlepsze zabawia się ze swoim chłopakiem, a ja w wieku dwudziestu dwóch lat wciąż jestem żelazną dziewicą… Niedługo rdzewiejącą.
Przewróciłam oczami, zirytowana i zaciskając zęby ponownie zaczęłam czytać.
Znowu parę minut ciszy.
Do tego stopnia się wciągnęłam, że w momencie, gdy usłyszałam metaliczny szczęk, podskoczyłam na łóżku.
Dzięki Bogu, nie trzymałam w rękach kubka z czekoladą…
Zmarszczyłam brwi. Co to był w ogóle za dźwięk?
Gdy się powtórzył, rozległ się głos Margaret.
 - Panie policjancie, jak tak można? Przecież ja nic nie zrobiłam! Jestem taka bezbronna! – po tym zamiauczała jak kotka. Zakrztusiłam się śliną. Na Anioła! On ją przypiął kajdankami…
Kiedy rozległ się pierwszy jęk, potrząsnęłam głową i sięgnęłam po iPoda. Koniec. Nie miałam zamiaru tego wysłuchiwać, bo aż się rzygać zachciało.
Co innego, gdybym to była ja, ale…
Walnęłam się ręką w czoło.
No tak! Bądź zazdrosna, powodzenia.
Puszczając na cały regulator Bullet For My Valentine „All this things I hate” kolejny raz wróciłam do czytania.
Miałam nadzieję, że więcej nie będę musiała przerywać tej czynności… No, chyba że zachce mi się spać.
Przez słuchawki przepływały kolejne dźwięki, a ja zachwycałam się nimi, jednocześnie chłonąc każde słowo z książki. Zapowiadała się rewelacyjnie.
Po mniej więcej dziesięciu minutach sielanka się skończyła. Poczułam, jak co chwilę drży ściana.
Tak się złożyło, że nasze łóżka przylegały do płyty wezgłowiami w tym samym miejscu. Odczuwałam na plecach każde uderzenie ich wyrka.
Ładnie ich poniosło…
Miałam tego serdecznie dosyć. Właśnie szykowałam się do odłożenia książki i wstania, gdy coś uderzyło mnie w głowę.
Automatycznie się za nią chwyciłam i skuliłam w rogu łóżka. Na palcach poczułam coś ciepłego i wilgotnego.
No rzesz kurwa…
Zerwałam się z łóżka, ignorując potworne dzwonienie w uszach i zawroty głowy. Spojrzałam na przedmiot, który mnie tak urządził.
No tak…
Na podłodze leżała metalowa ramka ze zdjęciem, którą zawiesiłam niedawno nad swoim łóżkiem. Panowie montujący płytę powiedzieli, że nie widzą zastrzeżeń przed wbijaniem w nią niewielkich gwoździków, by coś powiesić.
Zaklęłam siarczyście i trzymając się jedną ręką za głowę, drugą zaczęłam napieprzać w ścianę.
 - Przystopujcie kurwa, bo David wyjdzie stąd z obciętym kutasem! Przysięgam, że mu go utnę. Potem sobie go przybiję gwoździem do ściany jako łup wojenny, kurwa! A ty zostaniesz przykuta do tego łóżka, dopóki mi się nie znudzi! – darłam się tak, że zaczęło mnie boleć gardło.
Dookoła zapanowała cisza. Nawet nie zauważyłam, kiedy słuchawki wypadły mi z uszu. Teraz zwisały kilka centymetrów nad podłogą, a iPod leżał gdzieś w pościeli.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu steli, a gdy ją znalazłam, stanęłam przed lustrem i narysowałam sobie Znak Leczący na szyi. Bardzo szybko się wchłonął.
Wyszłam z pokoju totalnie wściekła i szybkim krokiem przebyłam drogę do łazienki. Drzwi zamknęłam na zasuwkę.
Gdy rana zagoiła się porządnie, umyłam głowę, a potem zawinęłam włosy w ręcznik. Usiadłam na zamkniętym sedesie i oparłam ręce o kolana.
Rozległo się pukanie do drzwi.
 - Viviene? – Margaret mówiła niepewnym głosem.
 - Teraz to spierdalaj! – wydarłam się. -  I kupujesz nowy motor, nieuku! – w tym momencie miałam ochotę ją zabić.
- Vivi nooo… Przepraszam cię.
 - W dupę sobie te przeprosiny wsadź. – burknęłam i wstałam z kibla. Podeszłam do drzwi, odsunęłam zasuwkę i nie zważając na to, że Margaret stoi po drugiej stronie i opiera się o nie, otworzyłam.
Dziewczyna odskoczyła w tył.
 - O co ci chodzi? – zapytała.
 - Proszę cię, nie zadawaj debilnych pytań. – warknęłam.
 - Ty jesteś zazdrosna? – zapytała, a gdy nie odpowiedziałam, parsknęła śmiechem.
To jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.
- Proszę bardzo, śmiej się dalej. – weszłam do swojego pokoju i trzasnęłam jej drzwiami przed nosem. Odwinęłam ręcznik, wytarłam włosy i rzuciłam się na łóżko. Niespodziewanie po moich policzkach popłynęły łzy. Nic z nimi nie robiłam. Po prostu pozwoliłam im znaleźć ujście.
Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie przypomniała mi się śmierć rodziców.
Usnęłam, myśląc o nich.

5 komentarzy:

  1. aaaaaaaa padłam jak doszłam do "łupu wojennego, ku*wa!" na miejscu Viv zachowałabym się tak samo. zajebisty rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Te teksty były super :P Podoba mi się sarkazm i wybuchowość Viv :P Intryguje mnie dalszy wątek :D

    OdpowiedzUsuń
  3. YEEAAAAH!!! Czekanie się opłaciło :D Cały rozdział czytałam z bananem na twarzy :P A tak w ogóle: Bullet For My Valentine „All this things I hate” - zabebiste :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Oł gad totalnie się utożsamiam z Viviene :D Super rozdział :D

    OdpowiedzUsuń