wtorek, 4 września 2012

Jasmine Garner - Rozdział Pierwszy


   Był późny wieczór, kiedy w końcu dotarłam na umówione miejsce. Speluna przed którą stałam nazywała się „ Błyszczący Edward”. Podobno określenie to, jest bardzo zabawne. Dziwne. Dla mnie, było po prostu głupie. No, ale nie każdy jest takim odmieńcem jak ja. Lokal znajdował się niedaleko hotelu Dumort. Nie wiele osób o nim wiedziało, pewnie dlatego, że nie jest to do końca legalny, w świetle Podziemnego prawa, biznes. To specjalne miejsce dla zdegenerowanych wampirów chcących się uchlać, naćpać i napić świeżej ludzkiej krwi. Tutaj nikt się nie zdziwi, widząc ludzkie zwłoki pozbawione krwi walające się dosłownie wszędzie.
    Podeszłam do metalowych drzwi i zapukałam głośno sześć razy. Taki jest zwyczaj. Inaczej nawet ci ich nie otworzą. Cofnęłam się o krok. Po dłuższej chwili, metal zabrzęczał i w wejściu pojawił się dwumetrowy, przeraźliwie chudy wampir. Nie widziałam jego twarzy, ale on moją obejrzał dokładnie. Odsunął się na bok, żeby mnie wpuścić
- Tylko ma być spokojnie – powiedział. Rzuciłam mu poirytowane spojrzenie i udałam się wąskim korytarzem do głównej sali.
    Gotycka muzyka dudniła w rytm pulsującej krwi. Na sali zobaczyłam ponad sto krwiopijców i kilkanaście zabłąkanych ludzkich duszyczek. Byli to głównie bezdomni, wampiry wolały nie zwracać na siebie uwagi Nocnych Łowców i ich wielce ważnego Clave. Wszyscy wyglądali jak zahipnotyzowani. Tańczyli, wywijając dziwne kółka, machając rękami na wszystkie strony. Widok był doprawdy komiczny. Wokół nich na parkiecie było pełno kolorowego dymu. Pewnie ktoś załatwił zaczarowany proszek od faerie. To dość dziwne, bo zwykle na takich imprezach górowało magiczne opium. No, ale nie przyszłam tutaj popatrzeć na bandę naćpanych pobratymców. Stanęłam na palcach, żeby lepiej wszystko widzieć. Tuż za  tańczącą, czarną masą znajdowały się drzwi do niewielkiej cichej salki, w której miało się odbyć moje spotkanie. Musiałam  się jakoś przedrzeć przez ten tłum, nie miałam innego wyjścia. Zrezygnowana ruszyłam na przód. Nie było to łatwe zadanie.  Byłam już prawie u celu kiedy jakiś dupek złapał mnie mocno za biodra i przyciągną do siebie. Stykaliśmy się ze sobą każdą możliwą częścią ciała. Zrobiło mi się niedobrze. Chłopak miał zielone pozlepiane włosy, podarte brudne ubranie ledwo na nim wisiało. Z ust cuchnęło mu zepsutą krwią. Jego ręce zjechały na moje pośladki. Uśmiechnął się triumfalnie, a mnie zalała niepohamowana wściekłość.
- Hej mała, widzę, że potrzebujesz partne… -  zaczął, ale nie dokończył. Złapałam go za ręce wykręcając je z całej siły, usłyszałam głośny trzask. Chłopak zawył, próbując się wyswobodzić. Puściłam jego prawą rękę, aby móc wyciągnąć broń.  Wykorzystał okazję i uderzył mnie w twarz. Zamroczyło mnie lekko, ale nie puściłam jego lewego nadgarstka. Rozejrzałam się szybko wokoło. Nikt nic nie zauważył . Świetnie.
- Niestety kolego, tańczę sama – warknęłam, wbijając mu specjalny drewniany sztylet prosto w serce.  Chłopak jęknął cicho i upadł na podłogę. Był martwy. Tym razem na pewno. Wyciągnęłam z ciała zakrwawione drewno i włożyłam je za pasek spodni. Wampiry dostawały małpiego rozumu od opium. Robiły się agresywne i rzucały się na wszystkich, nawet na innych ze swojego gatunku. Zielonowłosy równie dobrze, może być ich ofiarą. Odetchnęłam głęboko i znowu ruszyłam w stronę drzwi. 
    Po paru minutach dotarłam do celu. W pomieszczeniu było trochę jaśniej i ciszej. Po lewej stronie za niewielkim barem siedziała młoda dziewczyna. Miała na oko siedemnaście lat, nuciła coś pod nosem i malowała paznokcie. Po prawej stronie rzędem stały stoliki przykryte czarnymi obrusami. Całe to miejsce wyglądało jak upiorna kawiarenka z taniego horroru.
- Krwawą whiskey poproszę– rzuciłam do barmanki. Krew i alkohol - moje ulubione połączenie. Wzięłam od niej napełnioną szklankę i usiadłam przy stoliku, przodem do wejścia. Popatrzyłam na zegarek wiszący na ścianie. Jak zwykle byłam za wcześnie.
   Po opróżnieniu trzech szklanek „krwawego whiskacza” jak to mawiałam kiedy poprawiał mi się humor, w końcu się pojawili. Pierwsza weszła Irene. Ubrana w czarny żakiet, białą koszulę, prostą  plisowaną spódnicę i czarne czółenka, sprawiała wrażenie niższej niż jest w rzeczywistości. Długie jasne włosy ułożyła w schludny, ciasny kok. Twarz miała raczej przeciętną. Orli nos i mocno zarysowany podbródek doskonale odzwierciedlały jej wredny charakter. Za nią szedł jej  brat  Ben. Wysoki , przystojny blondyn ubrany w modny, dopasowany garnitur. Był bardzo podobny do siostry. Jego szare oczy odnalazły moje. Na jego pięknie wykrojonych, zmysłowych ustach pojawił się krzywy uśmiech. Doskonale go znałam. W końcu spędziłam z nim kilka szalonych dni i nocy. ..
- Przepraszamy za spóźnienie – powiedział, kiedy oboje usiedli na przeciwko mnie. – Mam nadzieje, że nie czekasz zbyt  długo.
- Miałam niezłe towarzystwo – oznajmiłam wskazując na pustą szklankę. –Czego ode mnie chcecie?
- Musimy omówić parę spraw – wycedziła Irene przez zęby i kiwnęła głową Benowi. Ten sięgnął ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął z niej złożoną gazetę. Rozłożył ją i przesuną w moją stronę.
- Kupiliście mi gazetę? Naprawdę, nie trzeba było. Serio. – powiedziałam chcąc zirytować wampirzycę. Na pierwszy rzut oka było widać, kto w tym rodzinnym duecie gra pierwsze skrzypce.
- Nie udawaj głupiej – warknęła wściekła, stukając czerwonym paznokciem w wydrukowane zdjęcie młodej dziewczyny. – Poznajesz ją? To Nocna Łowczyni. Została zamordowana niedaleko Pandemonium dwa dni temu.  Wszyscy szukają mordercy. Clave jest wściekłe, bo to kolejna podobna zbrodnia na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
 Popatrzyłam na fotografię. Zobaczyłam znajome jasne włosy i niebieskie oczy.
- Poznaję. Jestem pod wielkim wrażeniem. Szanowne Clave w końcu połączyło ze sobą fakty. Teraz wystarczy poczekać kolejne kilkadziesiąt lat, a może wpadną na mój trop . odpowiedziałam znudzona. - Poza tym chodzą słuchy, że ktoś inny bawi się w seryjnego mordercę. Ktoś potężniejszy niż ja.
- Dla ciebie to tylko zabawa. Zachowujesz się jak małe, rozkapryszone dziecko. Mordujesz kogo chcesz i kiedy chcesz. Na miejscu Pana już dawno bym cię zabiła. Przynosisz wstyd naszemu gatunkowi. – krzyknęła blondynka zrywając się na nogi. Miała żądze mordu z oczach.
- Spokojnie, Irene – rzekł szybko, jak zwykle spokojny Ben. – Jasmine, chodzi o to, że nie możesz narażać się na niebezpieczeństwo. Jesteś bardzo cennym wampirem. Alan ma wobec ciebie plany. Bardzo poważne plany…
- Mój wampirzy tatuś ma wobec mnie poważne plany? – powtórzyłam z niedowierzaniem, ignorując przedstawienie Irene.- Co, chce mnie wysłać na drogie, zagraniczne studia?  Czy może znalazł mi bogatego męża?  Nie bądź śmieszny Ben. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.  Z wami zresztą też. – dodałam wściekła.
Wstałam i podeszłam do baru, żeby zapłacić za drinki.  
- Będziesz musiała się z nim spotkać. Nie masz innego wyjścia. Przyjadę po ciebie za kilka dni. I proszę Cię nie rób głupstw. On chce z tobą tylko porozmawiać– usłyszałam głos blondyna kiedy ruszyłam w stronę wyjścia. Nie odwróciłam się ani razu. Spotkanie było zakończone.                                                                                                                               RaraAvis

6 komentarzy:

  1. Uuu :P Wreszcie jakiś wątek zabójcy :P Ciekawe jak rozwiniesz wątek z Benem :P Fajny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ten klub. I świetnie piszesz ;) Super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. w końcu ktoś zły :) klub też niezły, bardziej mroczna wersja fangtasii. super. ciekawe o czym będzie ta rozmowa z tatusiem, bo coś czuję, że jednak do niej dojdzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam nazwę klubu :) Świetny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nazwa najlepsza ;) Uwielbiam czytać historie z perspektywy złych :D Fajny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń