Był
późny wieczór, kiedy w końcu dotarłam na umówione miejsce. Speluna przed którą
stałam nazywała się „ Błyszczący Edward”. Podobno określenie to, jest bardzo zabawne.
Dziwne. Dla mnie, było po prostu głupie. No, ale nie każdy jest takim odmieńcem
jak ja. Lokal znajdował się niedaleko hotelu Dumort. Nie wiele osób o nim wiedziało,
pewnie dlatego, że nie jest to do końca legalny, w świetle Podziemnego prawa,
biznes. To specjalne miejsce dla zdegenerowanych wampirów chcących się uchlać,
naćpać i napić świeżej ludzkiej krwi. Tutaj nikt się nie zdziwi, widząc ludzkie
zwłoki pozbawione krwi walające się dosłownie wszędzie.
Podeszłam do metalowych drzwi i zapukałam
głośno sześć razy. Taki jest zwyczaj. Inaczej nawet ci ich nie otworzą. Cofnęłam
się o krok. Po dłuższej chwili, metal zabrzęczał i w wejściu pojawił się
dwumetrowy, przeraźliwie chudy wampir. Nie widziałam jego twarzy, ale on moją
obejrzał dokładnie. Odsunął się na bok, żeby mnie wpuścić
-
Tylko ma być spokojnie – powiedział. Rzuciłam mu poirytowane spojrzenie i
udałam się wąskim korytarzem do głównej sali.
Gotycka muzyka dudniła w rytm pulsującej
krwi. Na sali zobaczyłam ponad sto krwiopijców i kilkanaście zabłąkanych ludzkich
duszyczek. Byli to głównie bezdomni, wampiry wolały nie zwracać na siebie uwagi
Nocnych Łowców i ich wielce ważnego Clave. Wszyscy wyglądali jak
zahipnotyzowani. Tańczyli, wywijając dziwne kółka, machając rękami na wszystkie
strony. Widok był doprawdy komiczny. Wokół nich na parkiecie było pełno
kolorowego dymu. Pewnie ktoś załatwił zaczarowany proszek od faerie. To dość dziwne,
bo zwykle na takich imprezach górowało magiczne opium. No, ale nie przyszłam
tutaj popatrzeć na bandę naćpanych pobratymców. Stanęłam na palcach, żeby
lepiej wszystko widzieć. Tuż za tańczącą,
czarną masą znajdowały się drzwi do niewielkiej cichej salki, w której miało
się odbyć moje spotkanie. Musiałam się jakoś
przedrzeć przez ten tłum, nie miałam innego wyjścia. Zrezygnowana ruszyłam na
przód. Nie było to łatwe zadanie. Byłam już prawie u celu
kiedy jakiś dupek złapał mnie mocno za biodra i przyciągną do siebie.
Stykaliśmy się ze sobą każdą możliwą częścią ciała. Zrobiło mi się niedobrze.
Chłopak miał zielone pozlepiane włosy, podarte brudne ubranie ledwo na nim
wisiało. Z ust cuchnęło mu zepsutą krwią. Jego ręce zjechały na moje pośladki.
Uśmiechnął się triumfalnie, a mnie zalała niepohamowana wściekłość.
-
Hej mała, widzę, że potrzebujesz partne… - zaczął, ale nie dokończył. Złapałam go za ręce
wykręcając je z całej siły, usłyszałam głośny trzask. Chłopak zawył, próbując
się wyswobodzić. Puściłam jego prawą rękę, aby móc wyciągnąć broń. Wykorzystał okazję i uderzył mnie w twarz.
Zamroczyło mnie lekko, ale nie puściłam jego lewego nadgarstka. Rozejrzałam się
szybko wokoło. Nikt nic nie zauważył . Świetnie.
-
Niestety kolego, tańczę sama – warknęłam, wbijając mu specjalny drewniany
sztylet prosto w serce. Chłopak jęknął cicho
i upadł na podłogę. Był martwy. Tym razem na pewno. Wyciągnęłam z ciała
zakrwawione drewno i włożyłam je za pasek spodni. Wampiry dostawały małpiego
rozumu od opium. Robiły się agresywne i rzucały się na wszystkich, nawet na
innych ze swojego gatunku. Zielonowłosy równie dobrze, może być ich ofiarą. Odetchnęłam
głęboko i znowu ruszyłam w stronę drzwi.
Po paru minutach dotarłam do celu. W
pomieszczeniu było trochę jaśniej i ciszej. Po lewej stronie za niewielkim barem
siedziała młoda dziewczyna. Miała na oko siedemnaście lat, nuciła coś pod nosem
i malowała paznokcie. Po prawej stronie rzędem stały stoliki przykryte czarnymi
obrusami. Całe to miejsce wyglądało jak upiorna kawiarenka z taniego horroru.
-
Krwawą whiskey poproszę– rzuciłam do barmanki. Krew i alkohol - moje ulubione
połączenie. Wzięłam od niej napełnioną szklankę i usiadłam przy stoliku,
przodem do wejścia. Popatrzyłam na zegarek wiszący na ścianie. Jak zwykle byłam
za wcześnie.
Po opróżnieniu
trzech szklanek „krwawego whiskacza” jak to mawiałam kiedy poprawiał mi się
humor, w końcu się pojawili. Pierwsza weszła Irene. Ubrana w czarny żakiet,
białą koszulę, prostą plisowaną spódnicę
i czarne czółenka, sprawiała wrażenie niższej niż jest w rzeczywistości. Długie
jasne włosy ułożyła w schludny, ciasny kok. Twarz miała raczej przeciętną. Orli
nos i mocno zarysowany podbródek doskonale odzwierciedlały jej wredny
charakter. Za nią szedł jej brat Ben. Wysoki , przystojny blondyn ubrany w
modny, dopasowany garnitur. Był bardzo podobny do siostry. Jego szare oczy
odnalazły moje. Na jego pięknie wykrojonych, zmysłowych ustach pojawił się krzywy
uśmiech. Doskonale go znałam. W końcu spędziłam z nim kilka szalonych dni i nocy.
..
-
Przepraszamy za spóźnienie – powiedział, kiedy oboje usiedli na przeciwko mnie.
– Mam nadzieje, że nie czekasz zbyt długo.
-
Miałam niezłe towarzystwo – oznajmiłam wskazując na pustą szklankę. –Czego ode
mnie chcecie?
-
Musimy omówić parę spraw – wycedziła Irene przez zęby i kiwnęła głową Benowi.
Ten sięgnął ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął z niej złożoną
gazetę. Rozłożył ją i przesuną w moją stronę.
-
Kupiliście mi gazetę? Naprawdę, nie trzeba było. Serio. – powiedziałam chcąc
zirytować wampirzycę. Na pierwszy rzut oka było widać, kto w tym rodzinnym
duecie gra pierwsze skrzypce.
-
Nie udawaj głupiej – warknęła wściekła, stukając czerwonym paznokciem w
wydrukowane zdjęcie młodej dziewczyny. – Poznajesz ją? To Nocna Łowczyni.
Została zamordowana niedaleko Pandemonium dwa dni temu. Wszyscy szukają mordercy. Clave jest wściekłe,
bo to kolejna podobna zbrodnia na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
Popatrzyłam na fotografię. Zobaczyłam znajome
jasne włosy i niebieskie oczy.
-
Poznaję. Jestem pod wielkim wrażeniem. Szanowne Clave w końcu połączyło ze sobą
fakty. Teraz wystarczy poczekać kolejne kilkadziesiąt lat, a może wpadną na mój
trop . odpowiedziałam znudzona. - Poza tym chodzą słuchy, że ktoś inny bawi się
w seryjnego mordercę. Ktoś potężniejszy niż ja.
-
Dla ciebie to tylko zabawa. Zachowujesz się jak małe, rozkapryszone dziecko.
Mordujesz kogo chcesz i kiedy chcesz. Na miejscu Pana już dawno bym cię zabiła.
Przynosisz wstyd naszemu gatunkowi. – krzyknęła blondynka zrywając się na nogi.
Miała żądze mordu z oczach.
-
Spokojnie, Irene – rzekł szybko, jak zwykle spokojny Ben. – Jasmine, chodzi o
to, że nie możesz narażać się na niebezpieczeństwo. Jesteś bardzo cennym
wampirem. Alan ma wobec ciebie plany. Bardzo poważne plany…
-
Mój wampirzy tatuś ma wobec mnie poważne plany? – powtórzyłam z niedowierzaniem,
ignorując przedstawienie Irene.- Co, chce mnie wysłać na drogie, zagraniczne
studia? Czy może znalazł mi bogatego
męża? Nie bądź śmieszny Ben. Nie chcę
mieć z nim nic wspólnego. Z wami zresztą
też. – dodałam wściekła.
Wstałam
i podeszłam do baru, żeby zapłacić za drinki.
-
Będziesz musiała się z nim spotkać. Nie masz innego wyjścia. Przyjadę po
ciebie
za kilka dni. I proszę Cię nie rób głupstw. On chce z tobą tylko
porozmawiać–
usłyszałam głos blondyna kiedy ruszyłam w stronę wyjścia. Nie odwróciłam
się
ani razu. Spotkanie było
zakończone.
RaraAvis
Uuu :P Wreszcie jakiś wątek zabójcy :P Ciekawe jak rozwiniesz wątek z Benem :P Fajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten klub. I świetnie piszesz ;) Super rozdział
OdpowiedzUsuńw końcu ktoś zły :) klub też niezły, bardziej mroczna wersja fangtasii. super. ciekawe o czym będzie ta rozmowa z tatusiem, bo coś czuję, że jednak do niej dojdzie ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam złe postacie :D
OdpowiedzUsuńJimmyK
Uwielbiam nazwę klubu :) Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńNazwa najlepsza ;) Uwielbiam czytać historie z perspektywy złych :D Fajny rozdział ;)
OdpowiedzUsuń