sobota, 15 września 2012

Symeon Suursiga - Rozdział drugi

Poranki bywają bolesne – nawet bardzo. Z tą myślą zacząłem kolejny dzień. Z salonu dobiegały dźwięki 57008 odcinka „Mody na demoniczną ospę”:, Kogo wybierze Sześciopalczasty Nigel? czerwonooką czarownicę czy różowowłosą wampirzyce?”.
Życie jest jak papier toaletowy, długie, szare i do dupy – jak mawiał mój dziadek. Otworzyłem szafę i na chybił trafił wybrałem koszulę. Była brązowa z eleganckim wzorem w żółte palemki. „Dobry wybór, masz gust przystojniaku”  mruknąłem. Z dołu dobiegł mnie ryk Wściekłego Bawoła:
-Symeonie Gerwazy Suursiga, musimy poważnie porozmawiać! – Orz w mordę, o co mogło chodzić tej Rozdętej Ropusze? Jak przez mgłę widziałem bar, rozbity wazon i latający stolik. Tylko u diabła skąd kojarzę nordyckich bogów i jakiegoś Wikinga?
W umyśle kreślił mi się plan działania jak uniknąć rozmowy– wyjście z domu było tylko jedno i prowadziło obok salonu, gdzie Wredna Modliszka oglądała serial. Niczym Sherlock Holmes, tylko ten przystojniejszy, głowiłem się jak rozwiązać mój problem. Nagle – Eureka! Okno!
Wyjrzałem przez szybę, odrobinę przybrudzoną od czasu, gdy ta niewdzięczna, wymalowana babina stwierdziła, że mogę sam sobie sprzątać. To było chyba 5 lat temu. Otworzyłem na rozcież okno i stanąłem na parapecie. Po mojej prawej miałem zardzewiałą rynnę – zdecydowałem się po niej zejść. Gdy powoli zsuwałem się na dół, rynna podejrzanie zaskrzypiała.
„Cholera tylko nie to” pomyślałem. Kolejną myślą było „Ja latam!”. Następna nie była taka wesoła. Z ust wydobyło mi się siarczyste przekleństwo. Całe ciało mnie bolało, zupełnie jakby ktoś przejechał po mnie walcem i dodatkowo zrzucił fortepian. Na szczęście upadek złagodziły pieczołowicie hodowane przez Smoczycę róże.
 „Nawet o własnego syna dba mniej niż o te chwasty” zwykłem myśleć. Ale teraz dziękowałem im za ratunek, choć miałem kolce nawet na du… no wszędzie.
- Ty głupcze! Ty idioto! Ty sku***synu! – Ha, sama nie wie, że się obraziła tym ostatnim. Matka wychyliła kudłaty łeb z okna na parterze. Niezwykle ubogi zasób słownictwa. – Możesz tu już tu nie wracać! Won ty pijaku! Najpierw wazon, potem stolik, a teraz moje kochane kwiatuszki!
- Przepraszam bardzo, ale tym stolikiem sama we mnie rzuciłaś!- krzyknąłem
-Won!
-Dobra już idę, nie drzyj japy!
Po tej radosnej, rodzinnej scenie zdecydowałem udać się do pracy. Całemu zajściu przyglądał się jakiś zapijaczony menel. Gdy zobaczył, ze wpatruję się w niego pokazał mi obsceniczny gest. W tych czasach ludzie nie mają za grosz kultury.

*****

W ponurym nastroju czyściłem broń. Dziś sklep odwiedziło 5 osób – 2 wampiry w poszukiwaniu srebrnych noży, 2 wilkołaki szukające drewnianych kołków i jakiś chiński turysta, który szukał toalety. Dzień, jak co dzień. Z radia leciała jakąś idiotyczna piosenka „Opa opa gangan style!”. Już Justina była lepsza…. Hmm może jednak nie. Dzwonek przy drzwiach zadźwięczał, zwiastując nowego klienta.
Baba – to znaczy kłopoty. Rzuciłem na nią wściekłym spojrzeniem, a ta tylko zerknęła na moją koszulę i zmrużyła oczy.
-Potrzebuję athame z czarną rękojeścią i dōtanuki.- Powiedziała. Zna się na broni? – Zdziwiłem się. Co prawda nie była blondynką, ale to i tak było zaskoczenie. Zrobiłem pokerową minę, choć zastanawiałem się po kiego grzyba takiej laluni broń. Co za czasy żeby jakieś małolaty latały po ulicach uzbrojone po zęby? Z westchnienie położyłem na ladzie to, o co prosiła..
-Ile? – Spytała i zaczęła z powagą oglądać sztylet. Wydawała się znać na rzeczy. W myślach odnotowałem, żeby nigdy nie zadzierać tą paniusią. Może to jakaś płatna zabójczyni?  Przydałoby się nasłać taką na mamuśkę. Wtedy zrozumiałaby, że... Potem o tym pomyślisz, klient czeka. Podałem kwotę dodając do niej parę dolców.
Dziewczyna szybko podała mi gotówkę. Obrabowała bank czy co? Skąd ma tyle kasy?
- Tylko się nie skalecz – mruknąłem i odwróciłem się do niej plecami. Wyszła nic nie mówiąc.

*****

Powoli zmierzałem ulicami Nowego Jorku. Zaczynało się ściemniać, a na ulice wylęgali ludzie i inne paskudne stwory. Nawet informacje o morderstwach nie potrafiły ich od tego powstrzymać. Wyciągnąłem papierosa i zapaliłem go. Dym tytoniowy wypełnił mi płuca. W kościach czułem skutki porannego upadku. Nie miałem ochoty na pobyt w barze, więc od razu powlokłem się do domu.
-Hej ty, w tej brzydkiej kolorowej koszuli! – To do mnie? Ja mu dam brzydką koszulę! Odwróciłem się do małego kolesia o mysich włosach ubranego w sprany garnitur.
-Czego? Śpieszę się!
-Czy chcesz porozmawiać o Bogu i sensie twej marnej egzystencji? – Marnej? Do szczęścia brakowało mi tylko świadka demona Pox, niskiej upierdliwej kreatury.
-Słuchaj koleś – powiedziałem- Moim jedynym bogiem jestem ja sam, więc zjeżdżaj mi stąd zanim puszczą mi nerwy!
- Nic nie rozumiesz! Koniec się zbliża! Już giną ludzie! Lucyfer niedługo zatriumfuje nad światem. – walnąłem faceta w ryj, bo miałem dość jego gadania. Ze spuchniętą twarzą będzie miał trudności z uprzykrzaniem życia innym. Niestety, po artykułach o coraz to nowych morderstwach tacy wariaci zaczynali się mnożyć. Z ciężkim westchnieniem ponownie zaciągnąłem się papierosem.

*****

Gdy dotarłem do domu zastał mnie dziwny widok. Przed budynkiem stały worki na śmieci. Szybko otworzyłem jeden z nich – tam były moje hawajskie koszule! Zacząłem przeglądać resztę….
Ta Baba Jago spakowała moje rzeczy! Podbiegłem do drzwi. Były zamknięte, a klucz nie pasował do zamka. Zacząłem wrzeszczeć i walić w nie pięścią:
-Natychmiast otwieraj! To mój dom! Nie masz prawa mnie stąd wyrzucać!
-Mam – zaskrzeczała maszkara z maseczką z ogórka na twarzy i wałkami we włosach. Miała na sobie zmechacony, poprzecierany różowy szlafrok i boa z piór. Ten widok będzie mi się śnił po nocach. Brr. – dom jest mój i tylko mój. Przeholowałeś! Masz się to więcej nie pokazywać!
-Pożałujesz tego! Zobaczysz! – Krzyknąłem. – Spotkamy się w piekle.
Po tych słowach wziąłem worki z moimi rzeczami i z powrotem ruszyłem w kierunku sklepu.

Martinaza

6 komentarzy:

  1. HAHAHA!!! SIKAM! :D Uwielbiam czytać rozdziały z Symeonem. Kocham jego matkę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha nie wiem co napisać, ze wszystkiego lałam po nogach. Powiem tylko że czekam z niecierpliwością na dalszy rozdział!
    ~DziejeSie

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle świetny rozdział :D Biedny Symeon, został mu tylko sklep :D

    OdpowiedzUsuń
  4. normalnie lałam po nogach!!! xD określenia jakich używał opisując mamusię były epickie xD na pewno zaplanuje jakąś krwawą zemstę, żeby się na niej odegrać ;) rozdział był boski :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Kolejną myślą było „Ja latam!”. Następna nie była taka wesoła." - wyobraziłam sobie ten moment i nie mogłam wyrobić ze śmiechu :P "Czy chcesz porozmawiać o Bogu i sensie twej marnej egzystencji?" - uwielbiam momenty, gdy ktoś próbuje być poważny a wychodzi z tego polewka taka, że można czołgać się po podłodze xD ciągle mnie zaskakujesz pomysłami z Symeonem Marta :D Tak trzymaj :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Symeona. XD Cały rozdział czytałam i śmiałam się. Twoje poczucie humoru jest cudowne! :D

    OdpowiedzUsuń