poniedziałek, 3 września 2012

Catrine Valentine - Prolog



Darem przeszłości są wspomnienia.
Darem przyszłości, wiara, że i one kiedyś wyblakną.
Mówią, że zmiany są dobre…
A co jeżeli to życie, to one sprawiają, że stajesz się zły?


  Ciemne cztery ściany, to właśnie ją otaczało. Ciepły i przytulny pokój przybrał dziwnie mroczną postać. Meble oświetlone wyjątkowo jasną poświatą księżyca rzucały na ściany upiorne cienie.
  Catrine leżała na łóżku, wciągnięta w wir własnych dziecięcych rozmyślań. Jedynym dźwiękiem słyszanym w jej pokoju, a może nawet i w całym domu, było skrzypienie kołowrotka zamontowanego w klatce jej chomika, Fredzia. Srebrzysty dywan, którym była wyścielona podłoga jej pokoju, wyglądał jak piasek na nocnej plaży. Niebieska pościel zmięta pod ciężarem ośmiolatki przypominała fale na wzburzonym morzu.
  Jej ciemne, splątane włosy, rozrzucone po całej poduszce, wyglądały jak wodorosty kołyszące się na dnie oceanu. Oczy dziewczynki były zamknięte, a twarzyczka wyrażała błogi spokój.
  Cat skrzywiła się z niesmakiem, gdy po całym domu rozniósł się dźwięk telefonu jej ojca. Nieznana dziewczynce piosenka właśnie dochodziła do refrenu, gdy sygnał się urwał i w domu zadźwięczał głos jej matki odbierającej telefon.
  Suzanne Valentine była piękną kobietom. Oczy koloru rozgwieżdżonego nieba z małymi przebłyskami srebra wyglądającymi jak gwiazdy, włosy sięgały lekko poniżej połowy pleców miały odcień mosiądzu. Na pierwszy rzut oka pomiędzy nią, a córką, nie dostrzegało się żadnego podobieństwa, ale jeżeli przyjrzało się im bliżej widoczne stawały się takie akcenty jak jednakowe u obu ciemne brwi, czarne i wyjątkowo długie rzęsy, jak i łagodne rysy twarzy, czy skóra o odcieniu jasnego kremu.
  Dziewczynka poruszyła się niespokojnie słysząc zdenerwowany i zdecydowanie podniesiony głos matki. Z tej odległości nie była w stanie rozróżnić słów. Cat zsunęła się po łóżku, podeszła do drzwi i uchyliła je lekko. Jedynym plusem posiadania pokoju na piętrze było to, że można było usłyszeć stąd więcej niż z innych pokoi, to przez echo niesione prawie pustym korytarzem.
  Nagle usłyszała wyraźnie rozzłoszczony głos ojca.
- Tak, tak, co się stało? - Dopytywał się ojciec coraz bardziej podnosząc głos. - Ależ nie, oczywiście.
  Catrine czuła jak w gardle zaczyna rosnąć jej gula. Tata był spokojnym człowiekiem, no chyba, że w grę wchodziło Clave, wtedy zmieniał się nie do poznania. W jednej chwili z cichego i spokojnego przeobrażał się w Nocnego Łowcę gotowego bronić tego, w co wierzy.
- Zaraz będziemy na miejscu. - powiedział i rozłączył się.
Z kim mógł rozmawiać? Z Inkwizytorem? Kimś z instytutu w Nowym Yorku?
  Mętlik myśli zbierała się w głowie dziewczynki. Nie była taka jak inne dzieci w jej wieku, po prostu była inna i doskonale o tym wiedziała, ale jak inna? Czy kiedyś będzie taka jak mama czy tata? Nieugięta, nieznająca strachu i ograniczeń?
  Zawsze chciała być taka jak oni, pod każdym względem. Byli piękni, silni i w dodatku całkowicie w sobie zakochani. Pasowali do siebie jak dwie krople wody.
  Z rozmyślań wyrwały ją kroki, głośne stukanie obcasów na drewnianych schodach przywróciło ją do trzeźwości.
  W korytarzu pojawiła się mama. Długie włosy miała zaplecione w ciasny warkocz, który kołysał się przy każdym jej najmniejszym ruchu. Była ubrana w czarny w strój bojowy. Gdy tylko zobaczyła córkę na jej czole pojawiła się pionowa zmarszczka.
- Och, Cat... Co ty tutaj robisz, przecież wiesz, że powinnaś już spać. - szepnęła wprost do ucha dziewczynki po czym przygarnęła ją do siebie. - Ja i tata musimy gdzieś wyjść więc… - powiedziała do córki, ale urwała w połowie zdania i przyjrzała się uważnie dziewczynce.
- Mamusiu, - szepnęła dziewczynka. - ja wiem.
- Ale co wiesz kochanie? - W głosie matki słychać było dystans, jakby starała się nie zdradzić czegoś bardzo ważnego.
- Ja.. ja słyszałam jak tata rozmawiał przez telefon i wiem, że potrzebują was do walki.
- Och, Cat, ja…- Ale nie powiedziała już nic więcej, bo dziewczynka rzuciła jej się na szyję
- Kocham cię mamusiu. - powiedziała, szlochając cichutko.
- Ja też cię kocham, Catrine. - odparła matka, przytrzymując dziewczynkę przy sobie.
Po chwili odsunęła się od niej i wstała, a Cat poszła w jej ślady i obie weszły do pokoju.

  Delikatna pościel otulała ciało ośmiolatki, gdy obok niej leżała jej matka. W pewnym momencie Cat zobaczyła, że policzki jej matki lśnią. To było naprawdę dziwne, bo nigdy wcześniej nie widziała jak matka płacze. Zawsze miała ją za silną kobietę, a teraz ten obraz matki zatrzymany w jej sercu zaczął się kruszyć, zmieniać.
  Dziewczynka wyciągnęła przed siebie małą rączkę i starła łzę z policzka matki.
- Mamusiu, dlaczego płaczesz? - spytała Cat, znów się przytulając do matki.
- Płaczę, bo tak bardzo cię kocham Catrine, i nigdy nie chcę cię stracić. - powiedziała i delikatnie pocałowała córeczkę w czoło. - A teraz śpij… - szepnęła i już miała wstawać, gdy córka złapała ją za nadgarstek.
- Opowiedz mi bajkę. - Widząc zdziwione spojrzenie matki dodała. . - Ten ostatni raz, proszę.
- Dobrze, opowiem ci taką starą legendę, którą kiedyś usłyszałam od babci. – powiedziała, siląc się na uśmiech. - A więc powiadali kiedyś, że dawno temu piękna dziewczyna podzieliła swe serce na trzy części. Wierzyła ona w prawdziwą miłość.
  Jedną część dała swojej umierającej już matce, drugą część oddała chłopcu, którego ukochała sobie nad życie, a trzecią, tą najmniejszą część - zamknęła w srebrnej szkatule - do której klucz przetopiła na dwa pierścienie. Jeden z nich zatrzymała dla siebie, aby udowodnić, że nigdy nie zapomni o części serca, które ukryła. Drugi z pierścieni rzuciła hen wysoko w niebo na znak, że aniołowie nie mogą sprawować pieczy nad wszystkim. Nie dostaną jej serca, nie odczytają z jej oczu miłości, żalu, czy nawet gniewu. Bo jej już tam niema, odeszła. I, gdy w końcu przyszły po nią istoty cienia, zwane mścicielami, i dosięgnął ją sąd ostateczny, nie bała się utraty czegoś, co ukochała, bo jej serce było bezpieczne, gdzieś tam. W świecie, w zaświatach, zaświatach ciemności. Więc, gdy nadszedł jej czas i była gotowa, jej gwiazda pociemniała, zgasła i spadła.  
  Mówią, że gdzieś ukryła pierścień i mapę do szkatuły, a kto ją otworzy ten sprowadzi ją z powrotem na ziemię.
- Piękna ta historia mamusiu. - powiedziała Cat otwierając oczy.
- Wiem, mi też się podoba, ale teraz naprawdę muszę już iść, tata pewnie już na mnie czeka… - Zastanowiła się przez chwilę, po czym odwróciła wzrok. - Kochamy cię Cat, kochamy cię bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
- Ja też was kocham mamusiu.
  Patrzyły na siebie jeszcze przez chwilę, a później trzasnęły drzwi i po korytarzu znów poniósł się stukot jej butów.
  Gdy tylko matka wyszła z pokoju, Cat podbiegła go okna i patrzyła się w ciemność roztaczającą się przed domem. Nie musiała długo czekać, już po chwili dostrzegła przed sobą rodziców. Wyglądali naprawdę imponująco, cali ubrani na czarno z zapasem broni.
  Odwrócili się tylko na chwilę i spojrzeli w okno jej pokoju, a ona wiedziała, że jej nie widzą, było zbyt ciemno. Spojrzenie to trwało tylko ułamek sekundy, ale dla niej mogła być to wieczność.
- Do widzenia. - szepnęła, jeszcze zanim się odwrócili i zginęli we mgle niczym dwa anioły cienia.
  I to właśnie wtedy widziała ich po raz ostatni.

Mikusia...xD



5 komentarzy: