poniedziałek, 3 września 2012

Ash Lennox - Prolog


Siedzę w samolocie do NY kiedy dopada mnie wspomnienie, straszne i bolesne. Widzę jej twarz skąpaną w nikłym świetle księżyca. Jest martwa i pusta. Jak u lalki. Ale jeszcze dzień temu wyrażała tyle radosnych emocji. Żartowałyśmy, a ja wepchnęłam ją w błoto.

- Wiesz, ten Dean jest taki słodki.. A jaki ma piękny uśmiech. Aww... - zachwyca się Rose z rozmarzonym wyrazem twarzy. Dean zawsze jej się podobał i marzyła aby z nim chodzić. Od kiedy są parą czyli od trzech miesięcy codziennie wysłuchuję o jego urodzie, inteligencji i poczuciu humoru. Chociaż jak na mój gust kamień jest od niego zabawniejszy. Jednak widząc jaka Rose jest szczęśliwa nie mam zamiaru jej tego mówić.
- Ma takie boskie ciało, a w łóżku... – zaczyna ale nie zdąży skończyć bo ląduje w błocie – Co do cholery?! Przez ciebie mam błoto we włosach.- woła za mną, a ja śmiejąc się biegnę przed siebie wiedząc, że zaraz zacznie mnie gonić.
- Przepraszam słonko, ale nie mam najmniejszego zamiaru słuchać jaki jest w łóżku. I tak już zdecydowanie za dużo wiem o jego umiejętnościach – odpowiadam z wielkim bananem na twarzy.
- Osz ty! I tak cię złapię, a wtedy usłyszysz jeszcze więcej! - zbiera się z kałuży i zaczyna mnie gonić. Wiem, że nie uda jej się mnie złapać, jest w końcu „tylko” wilkołakiem, a ja Nocną Łowczynią, chociaż nie trenuję prawie w ogóle . Zwalniam więc, a ona skacze mi na plecy przygwożdżając mnie do podłoża i smarując mi twarz błotem.- Ponoć maseczki błotne poprawiają urodę co ci się zdecydowanie przyda- żartuje smarując mi twarz brązową mazią.
Kiedy już kończymy się wygłupiać ruszamy w stronę miasteczka. Po dotarciu do skrzyżowaniu rozstajemy się, a każda idzie w kierunku swojego domu.„

Dlaczego ją wtedy zostawiłam? Zawsze ją odprowadzałam. Tylko ten jeden jedyny raz tego nie zrobiłam i okazało się to być moim największym błędem.

Docieram do domu i od razu biegnę wziąć ciepłą kąpiel. Kiedy już leżę w wodzie dzwoni telefon. Wiadomość którą zaraz usłyszę zmieni całe moje życie, ale jeszcze o tym nie wiem.
- Czy jest u ciebie Rose? - pyta roztrzęsionym głosem matka dziewczyny.- Nie wróciła jeszcze do domu i martwimy się o nią. Ash, czy jest z tobą Rosemarie?
Już wtedy wiem, że coś jej się stało i na pewno nie było to nic dobrego.
- Nie ma jej, ale proszę się nie martwić znajdę ją!- wołam wyskakując z wanny i szybko narzucam na siebie ubrania.
Przez godzinę biegam po słabo oświetlonych uliczkach. W końcu instynkt zaprowadza mnie na łąkę gdzie przed dwoma godzinami śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy. I tu ją znajduję. Leży w wysokiej trawie wyglądając jakby zasnęła. Jednak nie oddycha, a jej ciało jest zimne. Wiem, że to nie przypadek. Rose była zdrową, młodą podziemną, której nie byłby w stanie zabić zwykły przyziemny, a także nie zmarłaby z przyczyn naturalnych. To było zabójstwo, starannie zaplanowane bez żadnych śladów.
Przez kolejne kilka dni planuję pogrzeb przyjaciółki i szukam jakichkolwiek poszlak odnośnie jej zabójcy. W końcu po sześciu dniach poszukiwań znajduję informację która może pomóc mi znaleźć tego drania. Wśród podziemnych chodzą pogłoski o podobnych morderstwach w NY. Mimo że to niepotwierdzone plotki od razu postanawiam tam jechać. Być może to jest właśnie to czego szukam. Pakuję się i wyjeżdżam mimo sprzeciwu rodziców.”

Obiecuję ci Rose, że znajdę odpowiedzialnego za twoją śmierć...

Asik955

3 komentarze: