-
Co się ze światem porobiło – pokręciłem głową. Ze strony drzwi dobiegł
upierdliwy świergot dzwonka, znak, że przyszedł klient. Przypomniałem sobie
porady z książki „Jak być uprzejmym i kochać innych”. Przywołałem na twarz
elegancki uśmiech nr 4 „Zawsze chętny do pomocy” i powiedziałem miłym tonem:
-
Witamy w sklepie „Róg Tęczowego Jednorożca” – udało mi się nawet nie skrzywić,
– Czego sobie pan życzy?
-Po**ebało
cię człowieku?
No
tak ktoś próbuje być miły, a tu takie chamstwo. Nie tak będziemy sobie
pogrywać.
-
Czego?
-
Chcę kupić broń. – Dobiegła mnie odpowiedź. Krzywym okiem zerknąłem na kolesia
stojącego przed ladą. Czarownik i do tego paskudny. Wyglądał gorzej niż moja
mamuśka, a to był niezły wyczyn. Był niski, chudy, ubrany w jakieś kolorowe
łachmany, które pewnie miały tworzyć efekt „kolorowego motyla”, a jego oczy
miały barwę jaskrawej czerwieni. A co najgorsze był RUDY!
-
Na tak myślałem, że chce pan kupić spłuczkę do kibla nowej generacji.
-
Eee. Co? – Debil…
-
Koleś, słuchaj. Przychodzisz do sklepu z bronią i jak myślisz, co tam
sprzedają? – W głowie miałem obraz ryżego z wbitym w łeb toporem. Oddychaj
kochany, spokojnie… - Jaką chcesz broń.
-
Taką, żeby zabijać! – Nosz do jasnej cholery! Czy ten koleś zwiał z wariatkowa?
Nie, nawet tam nie ma takich debili.
-
To znaczy, jaką dokładnie? – Wycedziłem.
-
Super broń, żeby zdobyć władzę nad światem! I pozbyć się tych przeklętych
Nocnych Łowców, siejących zamęt i strach na naszej planecie. Bez nich świat
byłby lepszy, a życie piękniejsze! – No, no filozof mi się trafił.
-
Spójrz mi w oczy i słuchaj, ty śmierdzący bobku mamuta. Nie mam takiej broni na
składzie, a nawet gdybym miał, to bym ci jej nie sprzedał. Nie cierpię tych
nabzdyczonych Nocnych Łowców, ale doskonale wiem, że potrafią być jak wrzód na
tyłku, gdy im się szkodzi, a ja nie chcę żeby bolał mnie tyłek, gdy będę
siedział w barze…
Gość
przerwał mi i piskliwym głosikiem zaczął zawodzić:
-
Ty nie wiesz, kim ja jestem! – Oślizłym upierdliwym padalcem z kompleksem
wyższości? – Mam wysoko postawionych znajomych! Zniszczę cię!
Tak! No to zobaczysz! Spod lady wyciągnąłem
mój niezawodny karabin Winchester i wrzasnąłem:
-
Bierz dupę w troki i zjeżdżaj stąd zanim nafaszeruję Cię ołowiem, ty
potomku bezzębnej poczwary! Będę liczył do dziesięciu! Raz, dwa…
Czarownik zrozumiał aluzję i
zaczął uciekać. Dobry był, chyba pobił rekord Usaina Bolta na 100 metrów. Na koniec
rzucił tylko ze łzami w oczach:
- Jak mogłeś obrazić mojego
tatusia, ty pijaczyno!
Ja pijaczyna?! Kłamstwo! Mam
tylko jakąś chorobę filipińską, którą matka, ta spróchniała lampucera
przywiozła z zagranicznych wojaży. A biednemu synowi nie chce pomóc, jędza.
Westchnąłem
i wziąłem gazetę, którą ta ruda paskuda zostawiła.
„Kolejne
morderstwo w NY! Niezwykle tajemnicza sprawa! Nocny Łowca znaleziony martwy!” –
Głosił napis na okładce „Paranormalnego Tygodnia”. Nudy. Zacząłem przewracać
strony. „Niezawodny żel do włosów! Kupuje go sam Wysoki Czarownik
Brooklynu”. Na Razjela… „Tajna pasja Luka Graymarka
– hodowla kur”. No tak przecież wilkołaki muszą coś jeść. „Wybory
najseksowniejszego Nocnego Łowcy wszechczasów, FINAŁ: Will Herondale kontra
Jace Herondale”. Na Kielich Valentina, co to za szmatławiec! Rzuciłem gazetę do
kosza. Ha! Za trzy punkty!
Do
końca dnia było już spokojnie, jeśli nie liczyć łysych wyrostków, wyposażonych
w farby w sprayu, którzy zdecydowali, że należy upiększyć szyld mojego sklepu.
Normalnie sam bym się z nimi zgodził, ale byłem w złym nastroju, więc
pomachałem im berdyszem przed nosem. Od razu porzucili swój pomysł – to się
nazywa siła perswazji.
*****
Po
pracy powlokłem się do knajpy „Red Pig”. Jej właścicielem był Rick, który
pozował na wikinga, mimo że był rodowitym Amerykanem. Był wysoki i postawny,
miał brązowe kudły, a gęstą brodę nosił związaną w warkocz. Nawet latem nosił
skóry i baranie kubraki, a na głowie miał rogaty hełm. Jego największym idolem
był Loki. Nad łóżkiem miał nawet plakat z Tomem Hiddlestonem, co zdradził mi w
sekrecie. Mimo dziwnych upodobań był spoko gościem i serwował bimber własnej
roboty, oczywiście spod lady. Mocne cholerstwo - 89 promili.
-
To, co zwykle – rzuciłem. Rick łaskawie oderwał wzrok od kufla, który właśnie
czyścił.
-
Zły dzień? – Spytał, nalewając mi piwa.
-
Daj spokój! – Machnąłem ręką – lepiej powiedz, czy są jakieś nowe wieści.
Rick
powoli powiódł wzrokiem po knajpie. Było dość wcześnie, więc przy stolikach nie
było zbyt wielu klientów. W najciemniejszym kącie siedział tłustowłosy wampir,
powoli sączący Blond Mary i para wilkołaków tonąca w namiętnym uścisku. Gdy
„Wiking” zobaczył, że nikt nie podsłuchuje pochylił się do mnie i wyszeptał:
-
Ktoś morduje Nocnych Łowców…
-
Co z tego? – Spytałem – ich nie obchodzi nasz los, więc, po jakiego ciorta mi
ta wiedza?
-
Na mieście mówią – Rick jeszcze zniżył głos, – że to sprawka Lucyfera…
-
Hahahahha! Chyba jaja se robisz! Mówisz, że TEN Lucyfer morduje Nocnych Łowców?
Bzdura!
Rick
wzruszył ramionami:
-
Nie chcesz nie wierz, ja tylko powtarzam, co mówią inni.
Westchnąłem
i wróciłem do picia. Czego to ludzie nie wymyślą? Teraz artykuły z
„Paranormalnego Tygodnia” wydały mi się całkiem inteligentne.
*****
Było
już dobrze po północy, gdy chwiejnym krokiem wracałem do domu. Miałem jeden cel
– niepostrzeżenie dotrzeć do łóżka i zasnąć. Ale prawdę mówią ci, którzy twierdzą,
że los to zwykły ch*j. Wchodząc do przedpokoju potknąłem się o stolik i wazon
„pamiątka po cioci Zybercie” przewrócił się i spadł na ziemię, efektownie
rozpadając się na kilkanaście małych ostrych części. Zafascynowany patrzyłem na
to niecodzienne zjawisko do czasu, gdy dobiegł ryk rozwścieczonej smoczycy.
-
Ty stary jełopie! Ludzie już śpią o tej porze, ty zapijaczony łachmyto! A co to
jest? – Starucha spojrzała na podłogę.
-
Waaazzonikk – wymamrotałem – A ty niiee jeeesteś czczczłowiekiem.
-
To pamiątka! Po ciotce! Ma wartość sentymentalną!
-
Seeerio? To suppper – hamując nadchodzące mdłości powlokłem się po schodach. Na
szczycie odwróciłem się do matki i z uśmiechem nr 7 „Chodząca niewinność”
powiedziałem – Dobranoc kochana mamusiu.
A
ta rycząca hydra zamiast odpowiedzieć rzuciła we mnie stolikiem. Na szczęście
zdążyłem się uchylić.
-
Co za los – mruknąłem – Jesteś niemiły, źle. Jesteś uprzejmy, jeszcze gorzej.
Echh.
W
melancholijnym nastroju rzuciłem się na łóżko i od razu zasnąłem.
Martinaza
rozwaliła mnie justina bimber i inne jazgoczące wiedźmy xD rozdział cudowny. śmiałam się jak nawiedzona, aż facet dziwnie na mnie popatrzył ;) nie mogę się doczekać kolejnej dawki przygód Symeona :)
OdpowiedzUsuńTajna pasja Luka Graymarka – hodowla kur - hahaha :D Jesteś boska :D
OdpowiedzUsuńJimmyK
Zakochałam się w tym rozdziale :D Gazeta bezbłędna ;P A Symeon jest mega! ;)
OdpowiedzUsuńHahahaha xD Zarąbisty rozdział! Bez przerwy mi się morda cieszyła :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń„Highway to Hell”- uwielbiam kawałek, kojarzy mi się z jednym skeczem kabaretu "Dno" :P i Justina Bimber - padłam xD "Bierz dupę w troki i zjeżdżaj stąd zanim nafaszeruję Cię ołowiem, ty potomku bezzębnej poczwary! Będę liczył do dziesięciu! Raz, dwa…" - a tutaj chyba inspirowałaś się Kevinem co? :P „Tajna pasja Luka Graymarka – hodowla kur” - ja pierniczę, skąd Ty bierzesz te pomysły? :P W domu mają mnie za wariatkę, bo to bawi mnie do łez :P Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńHaha uwielbiam go! I do tego Rick fan Lokiego :D Świetne :)
OdpowiedzUsuńJaką chcesz broń.
OdpowiedzUsuń- Taką, żeby zabijać!- rozwaliło mnie to... ach ci amatorzy...
ty śmierdzący bobku mamuta./ Jak mogłeś obrazić mojego tatusia, ty pijaczyno!/ Tajna pasja Luka Graymarka – hodowla kur” / wkleiłabym tu cały teks, jest świetny ! Jebłam.
LOOOOOOOOOKKKKKKKKKIIIIIII !!!!!!
kOCHAM SYMEONA. Jest BOSKI !!!
~DziejeSie
Mega postać! Skąd ty bierzesz te pomysły dziewczyno? To jest genialne, a teksty są bezbłędne ;D Symeon od dzisiaj został moim guru ;D
OdpowiedzUsuń