Stary mahoniowy zegar, stojący na
ciężko wyglądającej szafce nocnej z ciemnego drewna, właśnie wybił drugą nad
ranem. Cały Instytut wypełnił się głośnym dzwonieniem, a przez grube ściany
słychać było tylko ciche rozmowy.
Większość drzwi była zamknięta na klucz. Niektóre z nich kryły różne tajemnice i sekrety, lecz za większością z nich były tylko stare zakurzone pokoje, w których od dawna nikt nie mieszkał. Każdy był inny, każdy miał swoją historię, ale światło dzienne poznały tylko niektóre z nich. Inne pozostały skryte w cieniu nocy, czekając na swój czas.
Większość drzwi była zamknięta na klucz. Niektóre z nich kryły różne tajemnice i sekrety, lecz za większością z nich były tylko stare zakurzone pokoje, w których od dawna nikt nie mieszkał. Każdy był inny, każdy miał swoją historię, ale światło dzienne poznały tylko niektóre z nich. Inne pozostały skryte w cieniu nocy, czekając na swój czas.
Bezchmurne
niebo, na którym nie wisiała dziś żadna z gwiazd, było prawie idealnie czarne.
Nie licząc cieniutkiego księżyca wiszącego dokładnie na środku.
- Wygląda jak rogalik. - odezwała się rozmarzonym głosem
Lidia.
- Wcale, że nie. – odpowiedziałam zaskoczona tym z jaką
łatwością potrafi przetrawić i zmienić temat, nawet tak poważny jak morderstwo Nocnej Łowczymi.
Gazeta wciąż leżała otworzona na
pierwszej stronie, a zimne oczy zamordowanej dziewczyny patrzyły się na mnie ze
zdjęcia. Rozszarpana szyja i blond włosy sklejone krwią błyszczały się w
świetle fleszy. Wyglądała na nie więcej niż piętnaście lat, choćbym nie wiem
jak bardzo to sobie wmawiała nie mogłam siebie przekonać, że to coś normalnego,
że tak musi być. Znaleziona pod pandemonium, takie rzeczy dzieją się tam na
porządku dziennym coraz częściej, ale jednak nadal nie mogę uwierzyć, że tym
razem zginęła jedna z nas, to wszystko stało się nagle takie zamglone, nie
rzeczywiste. Przecież to mogła być Lidia. Była tam w dzień przed śmiercią tej
dziewczyny. Nie mogłam dłużej patrzyć na to zdjęcie, zamknęłam gazetę i
spojrzałam na Lidię.
- Ależ oczywiście, że tak.- Kontynuowała swój wywód, co do kształtu księżyca. – Przyjrzyj mu się dokładnie, co w nim niby nie przypomina kształtu rogalika?
- Ależ oczywiście, że tak.- Kontynuowała swój wywód, co do kształtu księżyca. – Przyjrzyj mu się dokładnie, co w nim niby nie przypomina kształtu rogalika?
Wytężyłam wzroki przyjrzałam się
dokładniej cieniutkiej sylwetce księżyca. Szczerze mówiąc nie miał nic
wspólnego rogalikami, które zazwyczaj jadłyśmy na śniadanie. Wyglądał jak wrak
rogalika, jakby ktoś spuścił z niego całe powietrze i porzuciła na nocnym
niebie.
- I co? Nie mówiłam, że jak rogalik?.
- Ta, chyba raczej jak skórka od arbuza.- palnęłam widząc minę
Lidii.
Równe dwa
tygodnie temu Lidia stwierdziła, że zacznie się odchudzać, (choć nikt z nas w
ogóle nie wie, po co jej ta cała dieta). Obiecała sobie, że przez miesiąc nie
ruszy żadnych słodyczy, (co tyczyło się również jej ukochanych rogalików z
kolorowym lukrem i marmoladom).
- Oj tam, ja widzę rogalika. - uniosłam oczy do nieba, chyba
już na zawsze jej tak zostanie.
- Ty ostatnio wszędzie widzisz rogaliki. - zaśmiałyśmy się
jednocześnie, gdy to powiedziałam.
- Wcale nie. -próbowała się bronić, chwila zastanowienia…- no
dobra może faktycznie.
Mimo późnej
pory nie czułyśmy zmęczenia, mogłyśmy tak leżeć na środku mojego pokoju i
rozmawiać o wszystkim i o niczym jeszcze przez długie godziny.
- Mogła bym tu zostać na zawsze. - szepnęła Lidia.
- Ale? - Odparłam po chwili słysząc wahanie w jej głosie.
- Ale mamy już plany na wieczór. - odparła z uśmiechem widząc moją
minę. -Nie patrz tak na mnie, chyba nie myślałaś, że dam ci zmarnować taką
piękną noc, - przyglądnęła mi się z uwagom – prawda?
- Szczerze mówiąc to miałam nadzieję, że masz jakiś
zwariowany plan. Więc gdzie idziemy? – Spytałam niepewna czy zdradzę, że głos mi
drży, a przed oczami pojawiła mi się twarz dziewczyny z gazety.
A co jeżeli możemy być następne? Nieme pytanie sprawiło, że zalała mnie nagle ostra fala strachu i niechęci, ale i jednocześnie ekscytacji.
A co jeżeli możemy być następne? Nieme pytanie sprawiło, że zalała mnie nagle ostra fala strachu i niechęci, ale i jednocześnie ekscytacji.
Wstałyśmy z
podłogi.
- Idę się przebrać, masz jeszcze tą fajną spódniczkę, którą
kupiłyśmy w zeszłym miesiącu? - Spojrzałam na nią ze zgrozą
- Oczywiście, że tak, czemu miałabym się jej pozbyć?
- Dobra, dobra nie pękaj. - podeszła do mojej szafy i zaczęła
wyrzucać na ziemię wszystkie krótkie i błyszczące rzeczy.
- Czyli idziemy na imprezę. - Było to raczej stwierdzenie niż
pytanie.
- Nie na byle jaką imprezę.- odparła oburzona, po czym dodała z
uśmiechem. - Idziemy na najlepszą imprezę, na jakiej kiedykolwiek w życiu byłaś.
***
Pół godziny później gotowe do wyjścia stałyśmy w uchylonych
drzwiach mojego pokoju i nasłuchiwałyśmy czegoś, co zdradzałoby powrót
Elizabeth.
- Chyba jeszcze nie wróciła. - na bladej buzi Lidii tańczył
złośliwy uśmieszek. - A to lepiej dla nas. – Szepnęła mi do ucha i pociągnęła na
korytarz.
Próbowałyśmy iść jak najciszej, minęłyśmy korytarz, potem trzy pokoje i wreszcie dotarłyśmy do schodów. Wydawały się ciągnąć w nieskończoność i schodzić w nieprzeniknioną ciemność. Jako dzieci lubiłyśmy zjeżdżać po szerokiej poręczy, ale myśląc o tym teraz, wydaje się to dość kiepskim pomysłem.
Próbowałyśmy iść jak najciszej, minęłyśmy korytarz, potem trzy pokoje i wreszcie dotarłyśmy do schodów. Wydawały się ciągnąć w nieskończoność i schodzić w nieprzeniknioną ciemność. Jako dzieci lubiłyśmy zjeżdżać po szerokiej poręczy, ale myśląc o tym teraz, wydaje się to dość kiepskim pomysłem.
- Ok. Teraz powoli i jak najciszej. - szepnęłam do Lidii,
która brała rozbieg i już miała skoczyć ze schodów, wyciągnęłam rękę i
zatrzymałam ją tuż przed krawędzią.
- Zwariowałaś? Przeskoczyłabym przez nie. - Oburzenie
wykrzywiło jej delikatne rysy.
- Wiem, ale narobiłabyś mnóstwo hałasu.
- Ok. Więc co proponujesz? - Czarna spódniczka zakołysała się
lekko, gdy przestąpiła z nogi na nogę.
- Hmmmm pomyślmy co można zrobić ze schodami. - udawałam zastanowienie. - Możemy po prostu zejść???
- Hmmmm pomyślmy co można zrobić ze schodami. - udawałam zastanowienie. - Możemy po prostu zejść???
- Och. - stęknęła z udawaną rozpaczą. - Ależ ty jesteś zasadnicza, pani Valentine.
- Ktoś musi. - dodałam i zaczęłam schodzić.
Wysokie obcasy naszych butów
stukały cichutko na kamiennej posadzce. Byłyśmy już w połowie, gdy tuż przede
mną wyrosła nagle czarna postać. Usłyszałam jak za mną Lidia gwałtownie nabiera
powietrza, jednym płynnym ruchem wyrwałam sztylet ukryty w fałdzie sukienki i
rzuciłam się na postać.
Z łoskotem upadliśmy na ziemię i przetoczyliśmy się kawałek.
Nagle do moich uszu dobiegł wredny, lecz stłumiony chichot i w jednej chwili
czarna postać znalazła się nade mną. Chciałam się ruszyć, ale byłam
przygwożdżona do podłogi.
Pod nagimi ramionami czułam zimno marmury, próbowałam poruszyć ręką, okazało się, że ona też jest uwięziona. Ale to nie może być koniec, zaczerpnęłam powietrza i poczułam ostry zapach, znajomy zapach, coś jak krew, metal i nocny deszcz. Postać syknęła, przetoczyła się na plecy i padła obok mnie, a ja zobaczyłam uśmiechniętą Lidię z ołowianym świecznikiem ręku. Dziewczyna pochyliła się nade mną i pomogła mi wstać. Już miała znów uderzyć napastnika, gdy ten się zaśmiał.
Pod nagimi ramionami czułam zimno marmury, próbowałam poruszyć ręką, okazało się, że ona też jest uwięziona. Ale to nie może być koniec, zaczerpnęłam powietrza i poczułam ostry zapach, znajomy zapach, coś jak krew, metal i nocny deszcz. Postać syknęła, przetoczyła się na plecy i padła obok mnie, a ja zobaczyłam uśmiechniętą Lidię z ołowianym świecznikiem ręku. Dziewczyna pochyliła się nade mną i pomogła mi wstać. Już miała znów uderzyć napastnika, gdy ten się zaśmiał.
- Walnij go mocniej to może straci przytomność. - syknęłam
rozpoznając w napastniku Ethana.
- Z nim jest coś poważnie nie tak wiesz o tym prawda Cat?
Skrzyżowałyśmy spojrzenia po czym
wpatrzyłyśmy się w chłopaka podnoszącego się z ziemi.
- Ej. - jęknął, gdy się wreszcie wyprostował – słyszałem to.
- Bo miałeś słyszeć. - odszczekała się Lidia. - Ok. Cat ja
wychodzę złapać taksówkę, załatw swoje sprawy i spotkamy się za chwilę przed
instytutem. - Tylko to powiedziała i zaczęła się oddalać, nie zaszczycając ich
nawet przelotnym spojrzeniem. Tak, to jest właśnie moja Lidia, pomyślała
Catrine…
- No, więc? - Jej rozmyślania znów zakłócił kpiący ton
Ethana.
Spojrzała
na niego z pod przymkniętych powiek jak jej się wydawało „morderczym
spojrzeniem”
- No, więc co? - zapytała, wściekła i spojrzała na siebie w
lustrze wiszącym za jego plecami. - Przesuń się. - Bardziej warknęła niż
powiedziała i z satysfakcją zobaczyła na jego twarzy zmieszanie.
Obserwując
swoje odbicie w lustrze stwierdziła, że zawsze może być gorzej, długie włosy
związane wysoko w koński ogon tylko trochę się poplątały, makijaż był nadal
idealny. Czarna konturówka podkreślała jej jasne oczy, dzięki czemu stawały się
jeszcze błękitniejesz niż zwykle, na policzkach widniały lekkie rumieńce, ale
nie takie powstałe od zakłopotania, raczej takie stworzone na umyślnie, aby
nadać buzi trochę kolorów.
Spojrzała w dół i niemal z krzykiem radości stwierdziła, że sukienka się nie podarła, no może tylko troszkę, ale to wyglądało całkiem fajnie. Trzy rzędy czarnych delikatnych falbanek i kremowy gorset (również z falbanki). Z roztargnieniem ukryła sztylet pod jedną z warstw i próbowała przecisnąć się do drzwi. Na jej drodze znów pojawiła się Ethan.
Spojrzała w dół i niemal z krzykiem radości stwierdziła, że sukienka się nie podarła, no może tylko troszkę, ale to wyglądało całkiem fajnie. Trzy rzędy czarnych delikatnych falbanek i kremowy gorset (również z falbanki). Z roztargnieniem ukryła sztylet pod jedną z warstw i próbowała przecisnąć się do drzwi. Na jej drodze znów pojawiła się Ethan.
- Odpowiedz na pytanie. - powiedział głosem niewiele
głośniejszym od szeptu.
- Na jakie pytanie? - zdziwiła się i spojrzała mu w oczy.
Uśmiechnął
się posępnie i znów podjął próbę nawiązania kontaktu.
- Zapytałem gdzie wychodzimy?
- To naprawdę dziwne. - zastanowiła się przez chwilę. - Po pierwsze
nie jestem pewna czy użyłabym liczby mnogiej, a po drugie przesuń się, bo
naprawdę się śpieszę.
Zmierzył ją
uważnym spojrzeniem i znów się uśmiechnął.
- Jestem pewny, że gdziekolwiek idziemy zrobimy furorę. A
teraz chodźmy, chyba nie chcemy się spóźnić.
Patrzyła na
niego przez chwilę jakby mierzyła swoje siły, wreszcie odetchnęła i dała za
wygraną.
- Dlaczego chcesz iść z nami? - Jego twarz przeszył cień
grymasu, który zniknął jednak tak szybko jak i się pojawił. Chłopak spoważniał
i powiedział oficjalnym tonem.
- Czytałaś ostatnio gazetę? - Gdy padło to pytanie wszystko
stało się jasne. - Cat, to dzieje się coraz częściej, a razem jesteśmy
silniejsi.
- Och. - mruknęła zrezygnowana, po czym ledwo dostrzegalnie
skinęła głową.
Chłopak
rozpromienił się na ten lekki gest i wreszcie odsunął od drzwi. - A, zatem prowadź. - powiedział, znów się uśmiechając i puścił
ją przodem.
Mikusia... xd
No, trochę błędów jest, ale może być. Mikusia - bierz się za rozkręcanie akcji! :D Ja tu chcę krew, morderstwa i reszta krwawych spraw. Melanż zrobimy razem, na końcu ;P
OdpowiedzUsuńSzykuje się impreza! Mam nadzieję, że będzie na niej duuużo krwi :O!:D
OdpowiedzUsuń- JimmyK