Po dziesięciu latach wracam tu, gdzie wszystko się zaczęło. Wszyscy troje stoimy na zarośniętym podwórku, przy ruinach naszego starego domu. Łzy pojawiają mi się w oczach. Obiecałam sobie, że nie będę płakać.
Zakładam ręce i opuszczam głowę, pozwalając, aby włosy mi ją przykryły. Przypomina mi się dzień, kiedy Clave zaatakowało nasz dom i zabrało naszą rodzinę. Wszystkich stracono. Nasz ród tyle stuleci się ukrywał, aż w końcu 8 lat temu nas odkryto. Tata o wszystko zadbał- nasza mama rodziła nas w domu przy pomocy zaprzyjaźnionej pielęgniarki, tak aby nikt się o nas nie dowiedział. Cała ta banda Nocnych Łowców nie ma o nas pojęcia. Nicholas chce o wszystkim zapomnieć, zabrać nas daleko i ukryć, ale dobrze wie, że Wielki Demon wszędzie nas znajdzie.
Sonia próbuje się do mnie przytulić, ale udaję niedostępną. Nie odwzajemniam uścisku, nie mam teraz ochoty na okazywanie sobie uczuć. Czuję na sobie spojrzenie brata. Odwracam się w jego stronę. Ma łzy w oczach, ale patrzy na mnie z wyrzutem. Przybieram maskę. Robię krok w stronę ruin. Drugi, jestem coraz pewniejsza. Wspinam się schodkami na werandę, która jako jedyna przetrwała. Potrafię sobie wyobrazić, jak mama otwiera drzwi wejściowe i idzie z talerzem pełnym ciasteczek usiąść na taras. Robiła tak zawsze rano, do czasu...
Rozglądam się. W trawie coś się błyszczy. Szybko idę w tamtą stronę, nie spuszczając z tego wzroku. Jakiś wisiorek. Rozpięty, a więc to co na nim było musiało wylecieć. Musi gdzieś tu być. Usłyszałam nowy głos rozmawiający z Nicholasem, ale nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto przyszedł. Chris zawsze nas znajdywał pomimo tego, że nie działał na nas znak tropiący- kolejne zabezpieczenie rodziców.
Jest! Wyczułam coś zimnego pod palcami. Mam nadzieję, że nie był to żaden robak. Delikatnie to pociągnęłam. Ukazał mi się misternie rzeźbiony, srebrny medalion ze znakiem Rodu Velan. Ten, który nosiła moja mama. Te, który miała mi przekazać jak już dorosnę. Miała być przy mnie, kiedy to się stanie. Łzy spłynęły mi po policzkach. Usiadłam na trawie, skuliłam się, oplotłam rękoma kolana i zaczęłam szlochać. Słyszałam, że ktoś do mnie podszedł. Poczułam, jak siada koło mnie. Przytulił mnie mocno do siebie. Wzięłam głęboki wdech, wciągając zapach mojego ukochanego. Zaczeliśmy się lekko kołysać. Chris zaczął coś mamrotać pod nosem. Albo może śpiewał mi kołysankę? Nie, to nie w jego stylu. Zachichotałam cicho, ale mój śmiech zmienił się w histeryczne skomlenie. Próbowałam przestać płakać, ale mi nie wyszło.
-Przestań się mazać.- usłyszałam cichy szept.- To twoja słabość. Nie możesz ryczeć za każdym razem, kiedy myślisz o rodzicach. Pokazujesz tym, jaka jesteś żałosna.
-Och, zamknij się.- odparłam.
-Trzeba cię zahartować.
-Odwal się.
Nie zaśmiał się, tak jak zrobiłby to każdy normalny człowiek. Był na to zbyt surowy.
Próbowałam go odepchnąć, ale był za silny.
-Jeśli już ryczysz, to wypłacz się do końca.
-Nie, masz rację. Nie powinnam okazywać słabości.
-Wy, śmiertelnicy, jesteście tak strasznie uczuciowi.
Wstałam i wytrzepałam spodnie. Podał mi chusteczkę, którą wytarłam twarz. Rozejrzałam się po placu, ale nigdzie nie dostrzegłam rodzeństwa.
-Wrócili do domu. Mała zaczęła wariować.
-Jestem straszną siostrą.
-Pocieszyłbym cię, ale to nie w moim stylu.
Spojrzałam na wisiorek w mojej ręce. Wywoływał nieprzyjemne wspomnienia. Założyłam go na łańcuszek, który znalazłam wcześniej.
-Co tam masz?
-Biżuteria mamy. Znak rodowy Velanów. Pamiątka rodzinna.
-Daj, zapnę ci.
Podałam mu ją. Delikatnie odgarnął mi włosy z pleców. Zaczął całować mój kark, szyję i obojczyki. Jeknęłam cicho. Może był surowy ale i namiętny. Odwrócił mnie w swoją stronę i zaczął całować. Przyciągnął mnie i mocno przytulił. Zachichotałam wniebowzięta w jego usta. Takie pocałunki zdarzały się niezwykle rzadko, więc nauczyłam się cieszyć każdym z nich. Jeszcze tego nie robiliśmy, ale Chrisowi chyba nie za bardzo się śpieszyło. Jeśli to możliwe, pogłębił pocałunek. Jednak po kilku minutach zaczął się ode mnie odsuwać. Prychnęłam niezadowolona. Uśmiechnął się lubieżnie. Pacnęłam go w rękę i odgarnęłam włosy z twarzy. Powinnam już wrócić do domu.
Wyjęłam stelę i otworzyłam portal. Od kiedy ta mała Clarissa odkryła swój talent, napisano nową księgę run. Na świecie było tylko kilka egzemplarzy. Jeden z nich miałam ja. Złapałam swojego chłopaka za rękę i razem skoczyliśmy do mojego domu.
***
W domu czekał na mnie Nicholas. Po jego minie widać było, że był wściekły, że wzięłam ze sobą Chrisa. Nie lubił go za bardzo. Według niego był „za surowy i niebezpieczny. Nie zadawaj się z nim, to zły człowiek”. Prychnęłam na to wspomnienie. Ciągle mi to powtarzał, ale ja nie miałam zamiaru go słuchać. Po prostu martwił się o mnie jak to starszy brat. Kiedy mój chłopak zorientował się, że napięcie zawisło w pokoju, od razu się ewakuował. Tchórz. A może nie. Po prostu chciał, żebym sama to załatwiła, jak duża dziewczynka.
Kiedy wyszedł, wzrok brata zmienił się. Już nie próbował ukryć niezadowolenia, ale gdzieś tam czaiła się troska. I smutek że musi zrobić to co zaraz powie. Czyli było niedobrze. Zawsze bezbłędnie czytałam emocje innych ludzi.
-Sylvia... Posłuchaj mnie.-zaczął.
-Przecież słucham. –odparłam, udając znudzoną.
-Wiesz o co mi chodzi. –zbadał mnie wzrokiem.- Nie chcę, żebyś się z nim spotykała. –chciałam mu się odszczeknąć, ale uciszył mnie ręką.- Jeśli tak stawiasz sprawę, to my się wyprowadzamy. Ja i Sonia. Nie będę narażał jej i siebie na niebezpieczeństwo ze strony tego demona.
-Daj spokój!- krzyknęłam.- Przecież nic wam nie zrobił. I nigdy nie zrobi! O co dokładnie ci chodzi ?
-Chodzi mi właśnie o niego! Gdyby nie ty, już dawno by nas pozabijał! Ja nie będę tego znosił.
-Co zamierzasz zrobić? Gdzie pójść? –byłam coraz bardziej zdenerwowana.
-Może zamieszkamy w instytucie.
-Chyba nie chcesz mi zabrać Sonii. No proszę Cię! Musi mieć jakiś wzór kobiety. Osobę najbliższą matce. Byłam prawie jej matką!
-Nie chce, żeby miała taki wzór. Gdybyś mnie posłuchała, zostalibyśmy tu. Znajdziemy inną opiekunkę zastępującą matkę. Sonia- krzyknął.- Idziemy.
Próbowałam wypatrzeć w jego oczach jakieś iskierki, mówiące mi, że to zwykły żart. Jednak nic takiego nie zobaczyłam. Zaczęłam chichotać, patrząc czy również wybuchnie śmiechem, ale pozostał z kamienną twarzą. Teraz to już naprawdę się wściekłam. Rzuciłam szklankę z wodą na podłogę. Szkło rozprysknęło się we wszystkie strony, raniąc mnie w kostkę. Poczułam ciepły strumyk lecący po skórze i okropne pieczenie w tym miejscu.
-Cholera! –krzyknęłam. Moja krew zaczęła barwić płytki podłogi na czerwono.
Stał nade mną niewzruszony. W końcu podał mi chusteczkę i poszedł na górę. Kiedy już wytarłam nogę i podłogę, oboje szli na dół z walizkami.
-Może to jeszcze przemyślisz?
-Nie! Miałaś czas. Pojechaliśmy do domu, do naszego starego domu, tam gdzie zgineli rodzice. A on? Przyszedł za nami!
-Ale to nie moja wina! Nie zapraszałam go!
-Ale jakoś za każdym razem nas znajduje.- prychnął.- Zresztą nieważne, nie zmienię zdania.
-Sonia, kochanie, powiedz coś bratu. Naprawdę chcesz wyjeżdżać?
-Nie- przytuliła się do mnie.-Ale boje się twojego chłopaka. Jest straszny.
Nicholas wziął sefiracki nóż ze stołu i rzucił mi karcące spojrzenie. Wyszli tak po prostu przez drzwi, trzaskając za sobą. Byłam wściekła na brata, za odebranie mi siostry, ale oni naprawdę brali Chrisa za krwiożerczą bestię.
Powiedział, ze znajdzie nową zastępcę mamy dla dziewczynki. Przecież to moja rola! Nikt nie będzie mi jej odbierał. A skoro najwyraźniej zamierzał spełnić to co mówił, nie zamierzałam na to pozwolić. Zabiję każdego, kto mnie zastąpi.
Oto jak postanowiłam zabijać.
Oto jak zawarłam pakt z demonem.
***
Po odejściu rodziny, przez kilka dni po prostu siedziałam i wpatrywałam się w ścianę, co jakiś czas ucinając sobie drzemki. Christophe był przy mnie przez cały ten okres. Karmił mnie, nie, wmuszał we mnie jedzenie. Były chwile, gdzie tylko patrzył na mnie i kręcił głową, na znak swojej dezaprobaty. Moje zachowanie bardzo go denerwowało, tak więc wziął się za mój trening, który zwykle prowadził Jay. Ale wójek zginął dawno temu, zabity przez Clave, gdyż znalazło u niego powiązanie z rodem Velan. Kolejna osoba, która praktycznie zginęła za mnie. Bo to o mnie zawsze chodziło w rozejmie z Lucyferem. Najstarsza córka rodu od strony ojca była zabierana i tak już od pokoleń ginęły kolejne kobiety. Ale moi rodzice się nie zgodzili. Oddali siebie za zatrzymanie mnie. Od tamtej pory zabijali na jego polecenie. Ale teraz nie żyją, nie mogą mu służyć, a on obiecał nigdy mnie nie zabierać. Aż do mojej śmierci. Sprawował nade mną pieczę jak tygrysica nad swoim maleństwem. A skoro teraz nie ma żadnego rozejmu, pomiędzy nami, postanowiłam mu służyć, w zamian za moc władania demonami mniejszymi rangą od niego samego.
To, co mnie najbardziej zdziwiło to to, że się zgodził. Teraz każdy pode mnie podlega. Czułam się przepełniona władzą i mocą. Mogłam robić to co chciałam.
Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk ukochanego.
-Ruszaj dupę!
-Daj mi spokój, robię co w mojej mocy!
-To postaraj się bardziej.
Dupek. I tak go kochałam. To on wymyślił, żebym więcej trenowała i zapolowała na jakiegoś wampira, albo lepiej Nocnego Łowcę. Ale ja nie chciałam. Od kilku dni obserwowałam pewną dziewczynę. Całkiem ładna brunetka. Kręciła z moim bratem. Często przychodziła do klubu Pandemonium. Zwykle sama. Najlepiej właśnie tam musiałam ją zaskoczyć. Głupia dziewczyna nie będzie się niczego spodziewać.
Jej śmierć musi być spektakularna ale jednocześnie nikt nie może mnie zauważyć. Wyślę demona, nie chcę połamać paznokci. Robiłam je godzinę u kosmetyczki. Co jak co ale wyglądać trzeba ładnie i efektownie. Dlatego właśnie teraz wściekła odgarniałam brudne włosy. Wczoraj je myłam! Wyjęłam gumkę i je związałam. Zostałam skarcona wzrokiem. Dobrze wiedział, że się wymiguję. Uśmiechnęłam się złośliwie.
A więc plan ataku gotowy. Teraz trzeba go tylko zrealizować. A to nie może być trudne.
Wróciłam do treningu.
***
Pułapka zastawiona. Siedzę jak jakiś kot w krzakach i czaje się na swoją ofiarę. Za chwilę powinna tu być. Na zewnątrz nikogo nie było. Wysłałam wcześniej demony, żeby się wszystkim zajęły. Teraz miałam przy sobie zmiennokształtnego. Przybrał postać wampira. Na razie postanowiłam zacierać za sobą ślady. Zrzucę wszystko na Podziemnych. Kiedyś taka nie byłam. Ale cholerne Clave zabrało mi wszystko. Wszystko.
Ofiara właśnie się pojawiła. Idealnie. Chodziła jak w zegarku. Uśmiechnęłam się do towarzysza. Wysunął kły. Kazałam mu zaczekać, i wyszłam z krzaków, udając że gdzieś idę. Wpadłam na nią.
-Uważaj, jak idziesz, idiotko!- krzyknęłam.
-Przepraszam.- wyjąkała.- Ale sama na mnie wpadłaś.
-Słucham?- zrobiłam minę obrażonej laski. Często widziałam takie na filmach. Oparłam rękę na biodrze i zrobiłam tak zwany „czajniczek”. Telewizja czasem się przydaje.
-Nie ważne.-prawie prychnęła.
-Ważne. Masz coś do mnie?
-A ty? O co ci chodzi kobieto!
-O brata, siostrę. Pomszczenie rodziny. Przepraszam, jeśli nie zaboli, to moje pierwsze morderstwo. Mark!- krzyknęłam. Wampir wyskoczył zza krzaka. Uśmiechnęłam się perfidnie.- Pokaż suce, co znaczy ze mną zadrzeć.
Rozległy się głośne krzyki, kiedy wampir wbił w nią swoje kły i zaczął łapczywie pić krew. Rozejrzałam się, czy nikt tego nie widzi, ale na ulicy nie było żywej duszy. Dźwięki coraz bardziej cichły, aż ustały. Bezwładne ciało osunęło się na chodnik. Jej nieruchome oczy wpatrywały się w nas ślepo. Wydawało mi się, czy właśnie mrugnęła?
-Wypiłeś całą krew?- spytałam.
-Tak.
-Czemu tak ją pobrudziłeś krwią? Myślałam, że wampiry wypijają każdą kroplę. – odwróciłam się w jego stronę.
-Ale ja jestem demonem, a nie wampirem.- Przybrał swoją prawdziwą, obleśną postać.
-Wywlecz ją do zaułka.
Po sprawie. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co właśnie zrobiłam. Zabiłam człowieka! I podobało mi się to! Lubiłam słuchać, jak krzyczy, jak szamota się bezradnie. Patrzyłam jak ucieka z niej ostatnia iskra życia.
I już? To wszystko? Nic więcej nie powinnam zrobić? Zbyt krótko to trwało. Chciałam zadać więcej bólu, więcej cierpienia. Chciałam słyszeć więcej krzyków.
Będę torturować swoje ofiary. Zacznę od Nocnych Łowców w Radzie i najbliżej mnie.
Znalazłam sposób na odegranie się na Clave.
DziejeSie/ DS_Bardzo_Zły_Człowiek
Trochę słaby rozdział, ale Cii, potem się poprawie, obiecuje XD
OdpowiedzUsuń~DziejeSie
nie jest słaby. nie sądziłam, że Sylvia będzie taką wredną suką ;) ale wiadomo kto pisał, Bardzo Zły Człowiek ;) nazwa zobowiązuje
OdpowiedzUsuńTwoja bohaterka jest naprawdę ZŁA, ale zastanawia mnie skąd zna tego Marka i co to "czajniczek" ;)
OdpowiedzUsuńNie jestem aż tak ZŁA. W tym rozdziale jedynie niedobra :P
Usuń~DziejeSie
Marta podpierasz się jedną ręką pod bok a drugą trzymasz uniesioną w górę i zgiętą pod kątem prostym tam gdzie zaczyna się dłoń :P DziejeSie - ukłon w twoją stronę. Świetny rozdział. Podoba mi się twoja bohatera. Taka trochę chaotyczna jeśli chodzi o zabijanie :D I w ogóle nie obraź się, ale jej chłopak to dupek
OdpowiedzUsuńJeeeej - Sylvia to moja idolka xD Świetny rozdział, a czajniczek bezbłędny ;P
OdpowiedzUsuńhahaha ;D ,Pokaż suce, co znaczy ze mną zadrzeć.' - dlaczego po tym nie zaśmiała się złowieszczym śmiechem :D ? :<
OdpowiedzUsuńJimmyK
Fajny rozdzialik :P Czekam jednak na akcję z osobistym udziałem Sylvii :P
OdpowiedzUsuńNo i to właśnie lubie zła siostro :D Czekam na kolejne rozdziały :D
OdpowiedzUsuń