Wybranie się do kościoła dla mnie i dla Logana było czymś
całkowicie innym, niż dla przeciętnego przyziemnego. Dla nich było to miejsce
modlitwy, natomiast dla nas było to całkiem przyzwoite miejsce do przemyśleń i
wychylenia kilku piwek. Kiedyś Logan próbował nawet przekonać mnie do
degustacji „Chateau-du-jabol”, rocznik bieżący,
twierdząc że mogłoby to nam dać trochę większego kopa. Uznałam jednak, że
byłoby bluźnierstwem spożywać w kościele tego rodzaju trunek, więc dał sobie
spokój. [i]
Do
kościoła Świętej Trójcy przychodziliśmy odkąd sięgam pamięcią. Wcześniej
lubiliśmy zachodzić do znanego bardziej w świecie podziemnych lokalu
„Vol-de-mort”. Niestety odkąd ta cholerna J.K. Rowling napisała serię przygód o
Harrym Potterze, która jakimś cudem stała się bestsellerem, knajpa pękała w
szwach od wyznawców Voldemorta. Sama książka nie była może tragiczna, ale czy
naprawdę musiała użyć wymownej i chwytliwej nazwy, do stworzenia idola bandy
kretynów, którzy po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu zaczynali dźgać się
słomką, paluszkiem i każdym innym długim i wąskim przedmiotem, jaki w danej
chwili znajdował się w zasięgu ich rąk, w ich mniemaniu uchodzącym za różdżkę, rycząc
za każdym razem „Avada Kedavra”? Na początku może było to zabawne, oczywiście
tylko do czasu, aż jeden z nocnych łowców rzucił swoja stelę na stolik i
poszedł flirtować z kelnerką. W tym czasie otumaniony facet złapał przedmiot i
nie mając nawet pojęcia co robi, wbił go w czoło kobiety siedzącej przy stoliku
obok. Kobieta zaczęła krzyczeć – stela parzyła jej skórę i zostawiała na niej
czarne smugi, próbowała odskoczyć do tyłu, ale końcówka ani drgnęła. Facet
szarpał i próbował ją wyciągnąć, co w efekcie skończyło się serią czarnych zawijasów
na twarzy kobiety, która trzymając się za czoło upadła przewracając stolik i
krzesło i zaczęła drżeć i wić się na podłodze. Po chwili jakby nigdy nic wstała,
ale jej oczy już ziały pustką. – No
pięknie, tylko tego nam brakowało.-mruknęłam do Logana po czym skoczyliśmy
na świeżo upieczoną Wyklętą.
***
Doszłam
do bram cmentarza. Bez najmniejszego wysiłku przeskoczyłam przez wysoki mur, otaczający
teren kościoła i z gracją wylądowałam po drugiej stronie. Jedną z wielu zalet
bycia półkrwi faerie z pewnością była lekkość – prawie nic nie ważyłam w
rozumieniu ziemskiego prawa grawitacji,
co umożliwiało mi szybkie i bezszelestne poruszanie się po każdym
terenie bez potrzeby rysowania sobie znaków. Przebiegłam obok rzędu nagrobków,
szukając go wzrokiem. Czekał oparty o mur budynku. Gdy tylko mnie zobaczył,
zamaszystym ruchem zarzucił sobie trzymany w ręku czarny worek na ramię i
uśmiechnął się.
Logan
to facet, dla którego większość przedstawicielek płci żeńskiej poszłaby do
samego piekła. Wygląda jak model żywcem wyciągnięty z okładki magazynu. Prawie
dwa metry wzrostu, idealnie zarysowane mięśnie tułowia, co zwykle podkreśla
jego ubiór. Brązowe włosy subtelnie potraktowane żelem i jasnozielone oczy okalane
długimi rzęsami. Nie muszę chyba dodawać jak zwykle na kobiety działa uśmiech
Logana.
- Kolejny zły sen? – zapytał lekko pochylając głowę w moją
stronę, przytaknęłam. –Mam tu coś co Cię rozweseli – odparł potrząsając workiem,
po czym wyciągnął zza pasa stelę, ujął moja dłoń i narysował mi znak niewidzialności.
Na
początku nie kłopotaliśmy się z rysowaniem znaków niewidzialności, po prostu
wchodziliśmy do kościoła i na wieżę. Niestety czasem zachowywaliśmy się zbyt
głośno i pewnej nocy ksiądz Joseph, którego pieszczotliwie nazywałam Joe,
doczłapał się na wieżę i prawie dostał zawału, gdy zobaczył że urządziliśmy
sobie grilla na środku dzwonnicy.
Ojczulek miał już swoje lata, był niski, jego wydatnego brzuszka nie
ukrywała już niestety sutanna, a że lubił sobie czasem wypić troszkę winka mszalnego, więc łatwo było
wcisnąć mu kit, że ma halucynacje i się ulotnić. Od tamtego momentu zawsze
rysujemy znaki. Biedny, pomyślał że kościół nawiedzają siły nieczyste. Teraz
każdej nocy chodzi po terenie, uzbrojony w mopa. Nie pomogło nawet to, że czasem zostawiamy
butelki po piwie, żeby uwierzył w to, że kościół nie jest nawiedzony. Niestety,
ksiądz traktuje te sprawy oddzielnie.
Weszliśmy
do środka, każdy nocny łowca ma prawo wejść do kościoła, choćby był „zamknięty
na cztery spusty”, więc nie musimy się włamywać. Gdy tylko przekroczyliśmy
próg, skierowaliśmy się w stronę drzwi z napisem „dzwonnica”, otworzyliśmy je
za pomocą steli i weszliśmy na górę. Gdy tylko
tam dotarliśmy stanęłam przy
jednej z barierek, oparłam się o nią i zamknęłam oczy wdychając świeże
powietrze. Na dole, po ulicach jeździło wiele pojazdów, które zanieczyszczały
otoczenie. Jako faerie byłam bardzo wyczulona na wszystko, co działo się w
przyrodzie.
Po dłuższej chwili odwróciłam
się, opierając się o barierkę plecami. Logan, z łobuzerskim uśmiechem otworzył
swój worek i udając magika, wyciągającego królika z kapelusza, wydobył z niego
papierowy kubek z logo Starbuck’s.
- Vanilla latte raz– powiedział i wręczył mi kubek, już
chciałam zabrać głos, ale on teatralnym gestem mnie uciszył, wyciągając przed
siebie palec i zamykając oczy, sięgnął do worka i wyjął maleńki jedwabny
woreczek, który mi podał. Nawet nie musiałam go otwierać, by wiedzieć, że
zawiera suszone płatki kwiatów.
- Jaśmin, Irys i Bratki – mruknęłam pod nosem, wąchając
woreczek.
- Specjalnie dla Ciebie – odparł. Zdjęłam pokrywkę z kawy,
wsypałam do niej trochę płatków, po czym wymieszałam palcem, zamknęłam wieczko
z powrotem i zlizałam słodką piankę z
palca, a Logan tymczasem usiadł naprzeciwko mnie, opierając się o ścianę i
wyciągnął z worka butelkę Guinnessa. Niektórych dziwił fakt naszego uwielbienia
do alkoholi z importu - oboje byliśmy wysyłani do Instytutów w różnych krajach,
więc mieliśmy okazję zapoznać się z paroma kulturami i wyrobić sobie odpowiedni
gust. W szczególności, ciekawość wzbudzało, skąd bierzemy go w takich
ilościach. Ale od czego ma się znajomości? Logan odrzucił kapsel, który
wylądował zapewne gdzieś na Wall Street, a przynajmniej celował w tamtym kierunku.
Biznesmeni powinni się cieszyć, że nie rzucił tam czegoś gorszego, a czasem
miał ku temu zapędy. Cena banana – ok. 1$, widok elegancika potykającego się na
skórce od banana i lądującego na tyłku – bezcenne. Zaczęliśmy pić swoje napoje, rozkoszowałam się
delikatną nutką wanilii, przesiąkniętą wonią kwiatów. Kochałam ten smak.
- Czytałaś dzisiejszą gazetę? – wyrwał mnie z zadumy, pytanie
było bardziej retorycznie, gdyż spodziewał się co odpowiem. Wiedział, że nie
musiałam czytywać gazet, ani przeglądać internetu by wiedzieć co dzieje się na
świecie, robiłam to wyłącznie dla przyjemności - niektórzy podziemni mieli
finezyjny styl pisania.
- Coś się dzieje. Czuję to. – odparłam zsuwając się po balustradzie
tak, że usiadłam z wyciągniętymi nogami naprzeciw niego. Byłam wykończona, od
paru nocy nawiedzał mnie ten sam koszmar z dzieciństwa. Wiedziałam, że to nie
może być przypadek. Sny były bardzo wyczerpujące i zużywały sporo mojej energii.
Zignorowałam jednak swój stan i szybko wypiłam kawę, która zrobiła się prawie
zimna. Logan otworzył kolejne piwo, wyrzucając w powietrze kapsel. Podał mi
butelkę, którą celowo puknął w dno, żeby spieniony płyn wylał się na mnie.
Byłam jednak sprytniejsza, przytrzymałam butelkę dłużej przed sobą,
przyzwyczajona do jego żarcików i tylko trochę znalazło się na płytach między
naszymi nogami.
- Dlaczego ciągle próbujesz zalać mi ubranie? – spytałam
wycierając butelkę z resztek piany.
- To proste, nie ma kto mi zrobić prania. – odparł niewinnie
i puścił do mnie oczko.
- Znajdź dziewczynę – rzuciłam ze śmiechem.
- Po co mi niepotrzebny balast skoro mam Ciebie? – spytał zbliżając
twarz i machając rzęskami w moją stronę.
- Czy ja wyglądam na Twoją pokojówkę? – spytałam zgryźliwie i
upiłam spory łyk.
- Nie wiem, ale Obsessive wydał ostatnio nową kolekcję
kostiumów, założę się że w stroju pokojówki wyglądałabyś całkiem
nieprzyzwoicie. Ja z pewnością dał bym Ci podwyżkę – Prawie zakrztusiłam się
piwem w momencie gdy to powiedział, a on tylko wybuchnął śmiechem.- Żałuj, że
nie widziałaś swojej miny – dodał.
- Jeśli w ten subtelny sposób próbujesz mnie przekonać do
wyprania swoich rzeczy to kiepsko Ci idzie, jak na razie mam ochotę „przypadkiem”…
– i tutaj zrobiłam gest cudzysłowia -zafarbować wszystkie Twoje rzeczy na
różowo – skończyłam i spojrzałam na niego udając powagę. Wpatrywał się we mnie
przez chwilę intensywnie, otworzył nam po kolejnej butelce piwka, po czym
rzucił krótko:
- Blefujesz. – i podał mi flaszkę, a sam upił łyka ze swojej.
- Skąd wiesz? – uniosłam brew, nadal udając obrażoną.
- W życiu nie wyszłabyś ze mną na ulicę, gdybym był ubrany
na różowo – odpowiedział, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Logan znał mnie
doskonale, wiedział że nie znosiłam różowego. Wypiliśmy jeszcze po jednym Guinnessie,
jak tylko przeszła nam głupawka. Zauważyłam,
że zrobiło się strasznie późno, niedługo zacznie świtać i czeka mnie spacer z
Brucem Lee. – Chodźmy, chyba że zamierzasz zostać na porannej mszy – zażartował
i odstawił butelki w równym rządku pod ścianą dzwonnicy. Ksiądz Joe pewnie wpadnie
w szał-już miałam przed oczyma obraz jak macha kropidłem wypędzając demony z
dzwonnicy. Taaak – pomyślałam - powinnam stanowczo mniej pić.
***
Zbiegliśmy na dół, wyszliśmy z
kościoła i spokojnie przeszliśmy przez cmentarz. Oboje przeskoczyliśmy przez
mur i udaliśmy się do pobliskiej uliczki. Nagle przed moją głową przeleciała
strzała. Poczułam pieczenie i dotknęłam dłonią czoła, sączyła się z niego krew.
- Na Anioła, co jest… - zaczęłam ale nie skończyłam,
wyczułam że w naszą stronę leci kolejna strzała. Z impetem pchnęłam Logana na
ziemię. Spojrzałam na koniec uliczki, pogrążonej w mroku…
bo jest ;) przerzućcie się na winko mszalne. podobała mi się więź między dwójką twoich bohaterów. na szczęście nie próbował jej po lamersku podrywać, tylko się razem fajnie wygłupiali ;) a wizja księdza Joe latającego z kropidłem i wyganiającego demony strasznie mnie rozbawiła xd świetny chap
OdpowiedzUsuńkurde żeby w takim momencie rozdział kończyć :P Ehh :D Podobał mi się. Strasznie mnie ciekawi, co dalej
OdpowiedzUsuńPodobało mi się ;) Logan wydaje się super chłopakiem.
OdpowiedzUsuńDlaczego skończyłaś w takim momencie ?! :P
Właśnie dlaczego skończyłaś w takim momencie?! Logan jest świetny. Podoba mi się to połączenie Nocnego Łowcy z faerie :D Czekam na następne :)
OdpowiedzUsuń,Cena banana – ok. 1$, widok elegancika potykającego się na skórce od banana i lądującego na tyłku – bezcenne' - haha ;D:D:D
OdpowiedzUsuńBiedny Ksiądz :>
Hm... Strzała? Ciekawie :D
JimmyK
(Ale chaotyczny komentarz :O)
Klub genialne i fajne wyjaśnienie. Historia ojca Joe bardzo mnie rozbawiła, cena bana też :)Logan to fajny facet :)
OdpowiedzUsuń