wtorek, 4 września 2012

Lumine Nightshade - Rozdział Pierwszy



               Wybranie się do kościoła dla mnie i dla Logana było czymś całkowicie innym, niż dla przeciętnego przyziemnego. Dla nich było to miejsce modlitwy, natomiast dla nas było to całkiem przyzwoite miejsce do przemyśleń i wychylenia kilku piwek. Kiedyś Logan próbował nawet przekonać mnie do degustacji  „Chateau-du-jabol”, rocznik bieżący, twierdząc że mogłoby to nam dać trochę większego kopa. Uznałam jednak, że byłoby bluźnierstwem spożywać w kościele tego rodzaju trunek, więc dał sobie spokój. [i]
                Do kościoła Świętej Trójcy przychodziliśmy odkąd sięgam pamięcią. Wcześniej lubiliśmy zachodzić do znanego bardziej w świecie podziemnych lokalu „Vol-de-mort”. Niestety odkąd ta cholerna J.K. Rowling napisała serię przygód o Harrym Potterze, która jakimś cudem stała się bestsellerem, knajpa pękała w szwach od wyznawców Voldemorta. Sama książka nie była może tragiczna, ale czy naprawdę musiała użyć wymownej i chwytliwej nazwy, do stworzenia idola bandy kretynów, którzy po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu zaczynali dźgać się słomką, paluszkiem i każdym innym długim i wąskim przedmiotem, jaki w danej chwili znajdował się w zasięgu ich rąk, w ich mniemaniu uchodzącym za różdżkę, rycząc za każdym razem „Avada Kedavra”? Na początku może było to zabawne, oczywiście tylko do czasu, aż jeden z nocnych łowców rzucił swoja stelę na stolik i poszedł flirtować z kelnerką. W tym czasie otumaniony facet złapał przedmiot i nie mając nawet pojęcia co robi, wbił go w czoło kobiety siedzącej przy stoliku obok. Kobieta zaczęła krzyczeć – stela parzyła jej skórę i zostawiała na niej czarne smugi, próbowała odskoczyć do tyłu, ale końcówka ani drgnęła. Facet szarpał i próbował ją wyciągnąć, co w efekcie skończyło się serią czarnych zawijasów na twarzy kobiety, która trzymając się za czoło upadła przewracając stolik i krzesło i zaczęła drżeć i wić się na podłodze. Po chwili jakby nigdy nic wstała, ale jej oczy już ziały pustką. – No pięknie, tylko tego nam brakowało.-mruknęłam do Logana po czym skoczyliśmy na świeżo upieczoną Wyklętą.
***
                Doszłam do bram cmentarza. Bez najmniejszego wysiłku przeskoczyłam przez wysoki mur, otaczający teren kościoła i z gracją wylądowałam po drugiej stronie. Jedną z wielu zalet bycia półkrwi faerie z pewnością była lekkość – prawie nic nie ważyłam w rozumieniu ziemskiego prawa grawitacji,  co umożliwiało mi szybkie i bezszelestne poruszanie się po każdym terenie bez potrzeby rysowania sobie znaków. Przebiegłam obok rzędu nagrobków, szukając go wzrokiem. Czekał oparty o mur budynku. Gdy tylko mnie zobaczył, zamaszystym ruchem zarzucił sobie trzymany w ręku czarny worek na ramię i uśmiechnął się.
                Logan to facet, dla którego większość przedstawicielek płci żeńskiej poszłaby do samego piekła. Wygląda jak model żywcem wyciągnięty z okładki magazynu. Prawie dwa metry wzrostu, idealnie zarysowane mięśnie tułowia, co zwykle podkreśla jego ubiór. Brązowe włosy subtelnie potraktowane żelem i jasnozielone oczy okalane długimi rzęsami. Nie muszę chyba dodawać jak zwykle na kobiety działa uśmiech Logana.
- Kolejny zły sen? – zapytał lekko pochylając głowę w moją stronę, przytaknęłam. –Mam tu coś co Cię rozweseli – odparł potrząsając workiem, po czym wyciągnął zza pasa stelę, ujął moja dłoń i narysował mi znak niewidzialności.
                Na początku nie kłopotaliśmy się z rysowaniem znaków niewidzialności, po prostu wchodziliśmy do kościoła i na wieżę. Niestety czasem zachowywaliśmy się zbyt głośno i pewnej nocy ksiądz Joseph, którego pieszczotliwie nazywałam Joe, doczłapał się na wieżę i prawie dostał zawału, gdy zobaczył że urządziliśmy sobie grilla na środku dzwonnicy.  Ojczulek miał już swoje lata, był niski, jego wydatnego brzuszka nie ukrywała już niestety sutanna, a że lubił sobie czasem  wypić troszkę winka mszalnego, więc łatwo było wcisnąć mu kit, że ma halucynacje i się ulotnić. Od tamtego momentu zawsze rysujemy znaki. Biedny, pomyślał że kościół nawiedzają siły nieczyste. Teraz każdej nocy chodzi po terenie, uzbrojony w mopa.  Nie pomogło nawet to, że czasem zostawiamy butelki po piwie, żeby uwierzył w to, że kościół nie jest nawiedzony. Niestety, ksiądz traktuje te sprawy oddzielnie.
                Weszliśmy do środka, każdy nocny łowca ma prawo wejść do kościoła, choćby był „zamknięty na cztery spusty”, więc nie musimy się włamywać. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, skierowaliśmy się w stronę drzwi z napisem „dzwonnica”, otworzyliśmy je za pomocą steli i weszliśmy na górę. Gdy tylko  tam dotarliśmy  stanęłam przy jednej z barierek, oparłam się o nią i zamknęłam oczy wdychając świeże powietrze. Na dole, po ulicach jeździło wiele pojazdów, które zanieczyszczały otoczenie. Jako faerie byłam bardzo wyczulona na wszystko, co działo się w przyrodzie. 
Po dłuższej chwili odwróciłam się, opierając się o barierkę plecami. Logan, z łobuzerskim uśmiechem otworzył swój worek i udając magika, wyciągającego królika z kapelusza, wydobył z niego papierowy kubek z logo Starbuck’s.
- Vanilla latte raz– powiedział i wręczył mi kubek, już chciałam zabrać głos, ale on teatralnym gestem mnie uciszył, wyciągając przed siebie palec i zamykając oczy, sięgnął do worka i wyjął maleńki jedwabny woreczek, który mi podał. Nawet nie musiałam go otwierać, by wiedzieć, że zawiera suszone płatki kwiatów.
- Jaśmin, Irys i Bratki – mruknęłam pod nosem, wąchając woreczek.
- Specjalnie dla Ciebie – odparł. Zdjęłam pokrywkę z kawy, wsypałam do niej trochę płatków, po czym wymieszałam palcem, zamknęłam wieczko z powrotem i zlizałam słodką piankę  z palca, a Logan tymczasem usiadł naprzeciwko mnie, opierając się o ścianę i wyciągnął z worka butelkę Guinnessa. Niektórych dziwił fakt naszego uwielbienia do alkoholi z importu - oboje byliśmy wysyłani do Instytutów w różnych krajach, więc mieliśmy okazję zapoznać się z paroma kulturami i wyrobić sobie odpowiedni gust. W szczególności, ciekawość wzbudzało, skąd bierzemy go w takich ilościach. Ale od czego ma się znajomości? Logan odrzucił kapsel, który wylądował zapewne gdzieś na Wall Street, a  przynajmniej celował w tamtym kierunku. Biznesmeni powinni się cieszyć, że nie rzucił tam czegoś gorszego, a czasem miał ku temu zapędy. Cena banana – ok. 1$, widok elegancika potykającego się na skórce od banana i lądującego na tyłku – bezcenne.  Zaczęliśmy pić swoje napoje, rozkoszowałam się delikatną nutką wanilii, przesiąkniętą wonią kwiatów. Kochałam ten smak.
- Czytałaś dzisiejszą gazetę? – wyrwał mnie z zadumy, pytanie było bardziej retorycznie, gdyż spodziewał się co odpowiem. Wiedział, że nie musiałam czytywać gazet, ani przeglądać internetu by wiedzieć co dzieje się na świecie, robiłam to wyłącznie dla przyjemności - niektórzy podziemni mieli finezyjny styl pisania.
- Coś się dzieje. Czuję to. – odparłam zsuwając się po balustradzie tak, że usiadłam z wyciągniętymi nogami naprzeciw niego. Byłam wykończona, od paru nocy nawiedzał mnie ten sam koszmar z dzieciństwa. Wiedziałam, że to nie może być przypadek. Sny były bardzo wyczerpujące i zużywały sporo mojej energii. Zignorowałam jednak swój stan i szybko wypiłam kawę, która zrobiła się prawie zimna. Logan otworzył kolejne piwo, wyrzucając w powietrze kapsel. Podał mi butelkę, którą celowo puknął w dno, żeby spieniony płyn wylał się na mnie. Byłam jednak sprytniejsza, przytrzymałam butelkę dłużej przed sobą, przyzwyczajona do jego żarcików i tylko trochę znalazło się na płytach między naszymi nogami.
- Dlaczego ciągle próbujesz zalać mi ubranie? – spytałam wycierając butelkę z resztek piany.
- To proste, nie ma kto mi zrobić prania. – odparł niewinnie i puścił do mnie oczko.
- Znajdź dziewczynę – rzuciłam ze śmiechem.
- Po co mi niepotrzebny balast skoro mam Ciebie? – spytał zbliżając twarz i machając rzęskami w moją stronę.
- Czy ja wyglądam na Twoją pokojówkę? – spytałam zgryźliwie i upiłam spory łyk.
- Nie wiem, ale Obsessive wydał ostatnio nową kolekcję kostiumów, założę się że w stroju pokojówki wyglądałabyś całkiem nieprzyzwoicie. Ja z pewnością dał bym Ci podwyżkę – Prawie zakrztusiłam się piwem w momencie gdy to powiedział, a on tylko wybuchnął śmiechem.- Żałuj, że nie widziałaś swojej miny – dodał.
- Jeśli w ten subtelny sposób próbujesz mnie przekonać do wyprania swoich rzeczy to kiepsko Ci idzie, jak na razie mam ochotę „przypadkiem”… – i tutaj zrobiłam gest cudzysłowia -zafarbować wszystkie Twoje rzeczy na różowo – skończyłam i spojrzałam na niego udając powagę. Wpatrywał się we mnie przez chwilę intensywnie, otworzył nam po kolejnej butelce piwka, po czym rzucił krótko:
- Blefujesz. – i podał mi flaszkę, a sam upił łyka ze swojej.
- Skąd wiesz? – uniosłam brew, nadal udając obrażoną.
- W życiu nie wyszłabyś ze mną na ulicę, gdybym był ubrany na różowo – odpowiedział, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Logan znał mnie doskonale, wiedział że nie znosiłam różowego. Wypiliśmy jeszcze po jednym Guinnessie, jak tylko przeszła nam głupawka.  Zauważyłam, że zrobiło się strasznie późno, niedługo zacznie świtać i czeka mnie spacer z Brucem Lee. – Chodźmy, chyba że zamierzasz zostać na porannej mszy – zażartował i odstawił butelki w równym rządku pod ścianą dzwonnicy. Ksiądz Joe pewnie wpadnie w szał-już miałam przed oczyma obraz jak macha kropidłem wypędzając demony z dzwonnicy. Taaak – pomyślałam - powinnam stanowczo mniej pić.
***
Zbiegliśmy na dół, wyszliśmy z kościoła i spokojnie przeszliśmy przez cmentarz. Oboje przeskoczyliśmy przez mur i udaliśmy się do pobliskiej uliczki. Nagle przed moją głową przeleciała strzała. Poczułam pieczenie i dotknęłam dłonią czoła, sączyła się z niego krew.
- Na Anioła, co jest… - zaczęłam ale nie skończyłam, wyczułam że w naszą stronę leci kolejna strzała. Z impetem pchnęłam Logana na ziemię. Spojrzałam na koniec uliczki, pogrążonej w mroku…




[i] Zupełnie jakby picie piwa w kościele nie było bluźnierstwem :P

Saphire_blue

6 komentarzy:

  1. bo jest ;) przerzućcie się na winko mszalne. podobała mi się więź między dwójką twoich bohaterów. na szczęście nie próbował jej po lamersku podrywać, tylko się razem fajnie wygłupiali ;) a wizja księdza Joe latającego z kropidłem i wyganiającego demony strasznie mnie rozbawiła xd świetny chap

    OdpowiedzUsuń
  2. kurde żeby w takim momencie rozdział kończyć :P Ehh :D Podobał mi się. Strasznie mnie ciekawi, co dalej

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobało mi się ;) Logan wydaje się super chłopakiem.
    Dlaczego skończyłaś w takim momencie ?! :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie dlaczego skończyłaś w takim momencie?! Logan jest świetny. Podoba mi się to połączenie Nocnego Łowcy z faerie :D Czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ,Cena banana – ok. 1$, widok elegancika potykającego się na skórce od banana i lądującego na tyłku – bezcenne' - haha ;D:D:D
    Biedny Ksiądz :>
    Hm... Strzała? Ciekawie :D
    JimmyK
    (Ale chaotyczny komentarz :O)

    OdpowiedzUsuń
  6. Klub genialne i fajne wyjaśnienie. Historia ojca Joe bardzo mnie rozbawiła, cena bana też :)Logan to fajny facet :)

    OdpowiedzUsuń