Znajdowałam się na sali treningowej
nowojorskiego Instytutu. Nie mam zielonego pojęcia jak się tutaj znalazłam. Po
spotkaniu z Benem i Irene poszłam prosto do domu. Wygląda na to, że po drodze cofnęłam
się w czasie o ponad sto lat! Ale dlaczego i jak? Nie miałam czasu, żeby się
nad tym zastanowić, bo mój wzrok przykuła grupka dzieciaków stojących koło
dębowych drzwi.
-Przestańcie! Zostawcie mnie w
spokoju! –krzyknął ze łzami w oczach chłopiec o rudych włosach. Był za niski i
za chudy jak na swój wiek. Rozpoznałam go od razu. Moje martwe serce ścisnęło
się na jego widok.
- Bo, co? Poskarżysz się swojej
przyjaciółeczce? – powiedział, rechocząc najstarszy z grupy. W tym samym
momencie drzwi się otworzyły i do Sali wparowała, wyraźnie zdenerwowana
dziewczynka. Wyjęła serafickie ostrze i przyłożyła agresorowi do szyi.
- Jeszcze raz go zaczepisz, a
popamiętasz. Rozumiesz? – warknęła.
…
- Nie mogę uwierzyć, że wybrałaś
mnie na swojego parabatai – powiedział cicho niebieskooki młodzieniec, machając
swoją laską. Słońce zabarwiło jego włosy na pomarańczowy kolor.
Tym razem byłam w dziewiętnasto
wiecznym Central Parku. Świetnie. Kiedy wrócę do teraźniejszości? Kiedy
przestanę uczestniczyć w zdarzeniach, o których staram się od kilkudziesięciu
lat zapomnieć?
- A kogo twoim zdaniem powinnam
wybrać? Może Mirandę Adams? – odpowiedziała uśmiechając się ironicznie.
- Przestań być taka sarkastyczna. Miranda
jest wspaniałą młodą damą i jest świetnym Nocnym Łowcą – stwierdził poważnie,
ale widząc minę brunetki zaczął chichotać.
- Crispinie wybrałam Ciebie,
ponieważ jesteś moim przyjacielem i wiem, że mogę na ciebie liczyć –
stwierdziła poważniejąc. - Tak czy inaczej nie możemy już tego odkręcić.
Uśmiechnęli się do siebie.
- Jest już późno wracajmy do
Instytutu. Twój ojciec zapewne zastanawia się gdzie jesteś.
- Pewnie, tak. Od śmierci mamy
zrobił się bardzo opiekuńczy.
- Boi się, że Ciebie też straci. –
powiedział – Panno Garner? – dodał podając jej ramię.
- Panie Berry – odrzekła i położyła
mu dłoń na ramieniu.
…
Obraz znowu się zmienił. Miałam już
dość tych sentymentalnych wycieczek. Stałam naprzeciwko Instytutu. Od razu wiedziałam
jakie to będzie wspomnienie.
- Proszę, tato! To ja! To ciągle
ja! – krzyknęła młoda wampirzyca.
- Wynoś się stąd potworze! Nie
jesteś już moją córką! Wynoś się, bo nie ręczę za siebie- wrzasnął starszy
mężczyzna stojący w drzwiach.
Dziewczyna zaczęła histerycznie
płakać. Jej krzyki rozdzierały mi serce.
-Crispin! Wiem, że tam jesteś!
Dlaczego mi to zrobiłeś! Dlaczego mnie zostawiłeś! Ufałam Ci, jak mogłeś!
Przyrzekliśmy sobie, że będziemy się o siebie troszczyć! Kochałam Cię jak
brata! – ledwo mówiła, jej głos był przytłumiony przez łzy.
Po chwili u jej boku pojawił się
przystojny blondyn.
- Jasmine, chodźmy już –
powiedział, delikatnie ciągnąć ją w swoja stronę.
Dziewczyna popatrzyła w oczy
swojemu ojcu .
- Nie zmienię tego kim jestem tato…
- powiedziała cicho. - Nigdy wam tego nie wybaczę ! Zrobię wszystko, żebyście
cierpieli tak jak ja! – dodała z mocą.
Obraz znikł.
***
Puk. Puk. Puk.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam sufit nad moim łóżkiem. A, więc to był tylko sen. Puk. Puk. Puk. Spojrzałam w lewo na
zegar wiszący nad dębową komodą. Spałam siedem godzin. Świetnie. Wydawało mi
się, że minęło kilka dni odkąd się położyłam. Puk. Puk. Puk. W dodatku ktoś próbuje się do mnie dobić.
Wstałam
i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam młodą kobietę. Laura. Była bardzo niska i szczupła
przez co wyglądała na dziecko, a nie na dwustuletnią czarownicę. Długie włosy
spływały po jej plecach jak wodorosty. To porównanie bynajmniej nie jest
przypadkowe, ponieważ miały one soczysty zielony kolor. Jej mała sympatyczna
twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
-
No, już myślałam, że mi nie otworzysz. – powiedziała wchodząc do mieszkania. –
Boże, ależ tu śmierdzi Bańką – dodała krzywiąc się niemiłosiernie.
-
Bańką? – zapytałam głupio.
-
Na jakim ty świecie żyjesz, kobieto? – odpowiedziała patrząc na mnie z
politowaniem. -Bańka to nazwa specjalnej mieszanki proszków faerie. Ma się po
niej odjechane sny! Mi się po tym śniła
goła Jasna Dama!
-
Cóż, dobrze wiedzieć. Już nigdy się go nie nawdycham. Masz jakąś sprawę do mnie
czy tak po prostu wpadłaś?
-
Dzisiaj wyjeżdżam do Włoch, więc postanowiłam przyjść i się pożegnać.
Włochy. Włochy. Włochy. Włochy. Wiem!
-
Czeka tam na ciebie niezła fucha. – palnęłam.
-Tak.
Poza tym za miesiąc wyjdę za Roberta w Wenecji.. – odpowiedziała rozmarzonym
głosem. – Będę musiała znaleźć jakąś dziewczynę Lewisowi. Jest bardzo samotny.
-
Z tego co wiem, to twój brat nie chce się ustatkować.
-
Już ja coś na to poradzę – zaśmiała się i ruszyła w moją stronę. - Byłaś dobrą sąsiadką. Polubiłam cię pomimo
twojego trudnego charakteru. Żegnaj. – powiedziała przytulając mnie serdecznie.
-
Ta… Ty też byłaś dobrą sąsiadką. – odrzekłam, niezręcznie klepiąc ją po
plecach. Odsunęła się ode mnie i ruszyła do drzwi.
-
A i uważaj na siebie. Ostatnio została zamordowana likantropka ze stada.
Wyglądało to na robotę wampirów, ale podobno stoi za tym ktoś inny. To nie
pierwszy i zapewne nie ostatni taki przypadek. – dodała na odchodne.
-
Dzięki, ale nie musisz się o mnie martwić.
Uśmiechnęła
się po raz ostatni i wyszła zamykając drzwi.
***
Po południu postanowiłam pójść do
Pandemonium, aby się czegoś dowiedzieć o tych morderstwach. Siedziałam przy
stoliku i skupiałam się na rozmowach klientów. Usłyszałam na przykład że, ktoś porwał brata jakiejś pani detektyw. Cóż,
pewnie wpychała nos tam gdzie nie trzeba. Ma szczęście, że to nie mi nadepnęła
na odcisk. Kończyłam drugiego drinka kiedy usłyszałam kilka ważnych słow. Moc.
Lucyfer. Śmierć. Początek. Ciekawe, bardzo ciekawe.
Usłyszałam
wystarczająco dużo.
W drodze do domu postanowiłam zapolować. Był
jeszcze dzień, więc miałam utrudnione zadanie. Przyczaiłam się w ciemnej uliczce
czekałam na swoją ofiarę. Po kilku chwilach zauważyłam przechodzącego młodego
mężczyznę. W mgnieniu oka pokonałam dzielącą nas odległość. Złapałam go mocno i
szybko zaciągnęłam go za kontener w uliczce.
-
Kim jesteś, czego ode mnie chcesz? – wyszeptał ze strachem w oczach.
Uśmiechnęłam
się tylko i wbiłam mu kły szyję. Krew rozlała się w moich ustach. Poczułam jak
każda komórka mojego ciała odżywa. Ogarnęła mnie euforia. Czułam też, jak
uchodzi z niego życie. Oderwałam się od niego w ostatnim momencie. Może to
dziwne, ale nie chciałam go zabijać.
-
Nie wiesz co ci się stało, nic nie pamiętasz. Rozumiesz? – powiedziałam, hipnotyzując
go wzrokiem.
-Rozumiem.
Puściłam
go i ruszyłam do domu.
***
Wchodząc po schodach na drugie piętro, myślałam
o tym, czy za każdym razem muszę uwalić się krwią jak świnia. Moja ulubiona
bluzka była do wyrzucenia. Cudownie. Przechodząc kolo drzwi Laury zauważyłam, że są uchylone. Podeszłam do nich
i zapukałam głośno. Zero odpowiedzi. Dziwne.
Otworzyłam je weszłam do środka. W mieszkaniu nie było niczego, oprócz
kilkunastu tekturowych pudeł stojących w salonie. Tuż za nimi na ziemi leżała czarownica.
Była martwa. Podeszłam bliżej i pochyliłam się nad nią. Ciało wyglądało całkiem
normalnie. Poza tym, że było rozorane przez zęby wampira. Odetchnęłam głęboko. Wokół
unosił się zapach zgniłej padliny. To musiał być demon, bo my nie znosimy krwi
podziemnych. Jest po prostu obrzydliwa. Oczywiście, niektórym to nie
przeszkadza.
Demon
pijący krew jak wampir? To śmieszne, ale unoszący się wokół smród na to
wskazywał.
Nagle
usłyszałam hałas od strony drzwi. Po chwili ujrzałam dwóch mężczyzn wchodzących
do salonu. Robert i Lewis. Spojrzeli na
mnie, na wampirzycę we krwi. Potem ich wzrok padł na Laurę. Twarze zawrzały im ze
wściekłości. Popatrzyli na mnie. Z ich rąk buchnęły niebieskie iskry.
O kurwa.
RaraAvis
Fajny rozdział ;) Zakończenie najlepsze. Taka powaga, kogoś zabito, a jak przeczytałam "o kurwa" - parsknęłam śmiechem :D
OdpowiedzUsuńhah ;D Ta końcówka i ,kurwa' jest boska! :D
OdpowiedzUsuń- JimmyK
No mnie też to "kurwa" zgięło xD Bardzo mi się podobał. Świetny styl ;)
OdpowiedzUsuń