Upadłam na brudną i mokrą ziemię. Moje
dłonie szybko wyjęły z powrotem nóż. Pośpiesznie wstałam i rozejrzałam się
dysząc ciężko. Przy murze stał zakapturzony chłopak.
-Cześć Aprilynne. Jak tam tatuś? Ostatnim
razem jak go widziałem leżał na kartonach. - Uśmiechnął się złowieszczo. Nagle
wspomnienia wróciły. Opuszczony magazyn, pudła, zabity tata leżący na nich.
- Ty! - Ryknęłam i rzuciłam się na niego.
Demon złapał mnie za nadgarstki i tak przez chwilę się siłowaliśmy. Kopnęłam go
w brzuch, Eidolon się zgiął, a ja popchnęłam go na ziemię. Upadł na plecy,
pochyliłam się nad nim i uniosłam nóż, kiedy demon złapał mnie za kołnierz
kurtki i przerzucił nad sobą. Trafiłam na mur i osunęłam się po nim. Poczułam
ciepłą strużkę krwi spływającej po moim policzku. Podniosłam się i znowu ruszyłam
na - już stojącego - Eidolona. Odepchnął mnie i znowu wylądowałam na
ścianie.
- Z chęcią bym cię zabił, ale jeszcze
tego nie zrobię. JESZCZE. Tak przy okazji, radziłbym ci odnowić kontakty z
braciszkiem. - Zaczął i ukucnął przy mnie. - Podobno wyjechał z Alicante.
Powinnaś na niego uważać, bo wiesz, może mu się stać coś przykrego. Na przykład
będzie szedł i skręci sobie kark. Albo się utopi.
- Łapy precz od mojej rodziny. -
Wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Trzymaj się, Aprilynne. - Wstał i
odszedł w cień. - Uważaj na siebie. Nigdy nie wiesz co się czai w mroku. - Zniknął.
Jeszcze cię dopadnę. Może nie dzisiaj, ale kiedyś na pewno, a wtedy pożałujesz,
pomyślałam. Podniosłam się z jękiem i sięgnęłam po stelę, ale dłonie natrafiły
jedynie na pustkę. Cholera, musiałam ją gdzieś zgubić. Potarłam czoło wierzchem
dłoni i poczłapałam do domu.
W
mieszkaniu było ciemno. Zapaliłam światło i spostrzegłam, że nikogo nie ma w
salonie ani w kuchni. Pewnie Arrianne już śpi. Co było do niej nie podobne.
Wzruszyłam ramionami i stopami zdjęłam buty. Po drodze do łazienki zrzuciłam
kurtkę i zdjęłam bluzkę zostając w spodniach i staniku. Odkręciłam korek, a do
wanny zaczęła lać się gorąca woda. Poszłam do salonu i z szafki wyjęłam stele
Arrianne. Zabrałam ją ze sobą do łazienki. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam
na swoje odbicie. Byłam cała brudna, na twarzy widniały czarne smugi, miałam
rozcięte czoło, z którego leciała krew, a włosy były posklejane. Narysowałam na
ramieniu iratze i poczułam znajome pieczenie. Zdjęłam spodnie oraz bieliznę i
wskoczyłam do wanny. Siedziałam tak przez parę minut próbując nie myśleć o
niczym. Nabrałam trochę powietrza i zanurzyłam głowę. Powoli wypuszczałam tlen,
który zmieniał się w bąbelki, obserwując biały sufit spod wody. Wynurzyłam się
i przetarłam twarz dłońmi. Skąd demon wiedział gdzie mnie znaleźć? Pewnie użył
jakiegoś zaklęcia czy coś. Demony mają swoje sposoby. Ale czy to co mówił o
moim bracie jest prawdą? Naprawdę mu coś zrobi czy może to tylko pusta groźba?
Nawet jakbym chciała nie mam jak się z
nim skontaktować. Nie znam jego obecnego numeru ani adresu. Słyszałam, że
czasem pomieszkiwał w Alicante, Chicago i Portland. Nie widziałam się z nim od
dwóch lat czyli od czasu kiedy matka wyrzuciła mnie z domu. Po śmierci ojca
wpadła w depresję i w końcu wybuchła. Mieszkaliśmy wtedy w Alicante. Kazała mi
się wynosić i nigdy więcej nie pokazywać się w jej domu. Tego samego wieczoru
spakowałam do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy i wyprowadziłam się do NY. Na
początku pomieszkiwałam u czarodziejów. Później przeprowadziłam się do
Instytutu gdzie spotkałam Arrie. Pięć miesięcy temu wynajęłyśmy te mieszkanie.
Od dwóch lat nie dostałam żadnej wiadomości od mojego brata. Listu, telefonu...
Nic.
Wyszłam
z wanny, wytarłam się ręcznikiem, założyłam biały puchaty szlafrok i poszłam do
pokoju. Ubrałam się w piżamę i przeczesałam wilgotne włosy palcami. Spojrzałam
na zegarek. Dwudziesta trzecia czterdzieści dwa. Za wcześnie żeby iść spać. Za
późno by włóczyć się po nocy. Gdyby Arrianne się dowiedziała, że spaceruję po
nocach urwałaby mi głowę. Szczególnie po tych coraz częstszych morderstwach...
Założyłam
słuchawki, włączyłam piosenkę It's time
- Imagine Dragon i poszłam do kuchni. Kochana Arrianne. Widocznie kiedy byłam w
kinie zrobiła zakupy. Zabrałam z lodówki sok pomarańczowy i wróciłam do pokoju.
Upiłam łyk z butelki i odstawiłam ją na stolik nocny. Wzięłam laptopa i
położyłam się z nim na łóżku. W przeglądarce wpisałam downbook.cc. To coś jak
Facebook tylko są na nim zarejestrowani Podziemni i niektórzy Nephilim.
Naprawdę, zaledwie garstka Nocnych Łowców. Większość z nas uważa, że to same
pierdoły, które ogłupiają, ale dzięki temu można się chociaż trochę rozeznać
kto z kim jest skłócony, w jakim mieście przebywa i tym podobne. Zalogowałam
się. Od razu wyskoczyły mi powiadomienia. Na przykład pewien wilkołak napisał
na tablicy jakiegoś wampira "Przy następnej pełni zobaczysz co to jest
wampirze sushi." Co wampir skomentował "Chcesz trochę Pedigrie? Pies
mojego sąsiada nie je takich śmieci, ale tobie może by smakowało...",
"Uważaj, bo przypadkowo zostaniesz wypchnięty na słońce, pijawko."
napisała jakaś wilkołaczyca, i tak dalej, i tak dalej. Pijawka. Zawsze
śmieszyło mnie to określenie na wampiry. Po za tym, że każdy Nocny Łowca mówi
na wampiry Dzieci Nocy, to w mojej rodzinie wymyślili sobie inne nazwy. Na
przykład babcia mówiła nosferatu, a tata nazywał je "porąbanymi krwiopijcami
w bieli z kretyńskimi fobiami". Ale nie jestem pewna czy nazywał tak
wampiry czy sanitariuszy, którzy pobierali krew w szpitalu... Ja zazwyczaj
mówiłam Dzieci Nocy lub nosferatu. Albo po prostu: wampir.
Po
sprawdzeniu wszystkich wiadomości wyłączyłam laptopa, odłożyłam go na jasne
biurko stojące obok szafy. Pierwsza dwadzieścia cztery. Napiłam się jeszcze
soku, opatuliłam kołdrą i zasnęłam.
Biegnę.
Nie, lecę. Jestem tak jakby duchem. Widzę Arrianne. Idzie przez ciemny korytarz
z bronią w ręku. Wiem, że za drzwiami na końcu korytarza jest coś złego tylko
nie wiem skąd. Próbuję krzyknąć, ale moje gardło nie wydaje żadnego dźwięku.
Nagle ogarnia mnie paraliżujący lęk. Wiem, że zaraz stanie się coś złego tylko
nie wiem co. Arrianne jest już prawie przy drzwiach. Żarówki strasznie głośno
bzyczą. Jeszcze raz próbuję krzyknąć, zawrócić ją, ale na marne. Wtedy moja
przyjaciółka otwiera drzwi. Słyszę złowieszczy śmiech, a wszystko pochłania
mrok. Chociaż jest ciemno - widzę. Coś zaczyna dusić Arrianne. Wyrywa się, ale
to nie skutkuje. Próbuję jej jakoś pomóc. Na nic. Po chwili moja parabatai wiotczeje
i osuwa się na ziemię. Widzę czerwone ślepia wpatrzone we mnie. Coś zaczyna się
do mnie zbliżać. Uciekam przerażona faktem, że nie mam przy sobie żadnej broni.
Wiem, że Coś jest coraz bliżej mnie. Odwracam się. Widzę tylko ciemność. Czuję
tylko przeszywający ból. Słyszę tylko jak Coś złowieszczo się śmieje, i śmieje,
i śmieje...
Obudziłam
się cała spocona. Usiadłam gwałtownie na łóżku i przetarłam oczy. Co to do
cholery miało być?! Ok, koniec z piciem soku pomarańczowego na noc, przed
spaniem. Chociaż to może być coś gorszego... Kiedyś, parę dni przed ujawnieniem
się mojej mocy, kiedy dotknęłam kogoś śniły mi się czasem obrazy z jego
przeszłości. Ale tym razem było to coś innego. Wtedy tylko oglądałam, teraz w
tym uczestniczyłam. Przy najbliższej okazji pójdę do jakiegoś czarownika. Albo
wróżki. Słyszałam, że jedna nawet pracuje niedaleko, w jakiejś księgarni.
Wstałam
i wzięłam prysznic. Ten sen to tylko wyobraźnia, powtarzałam sobie w myślach. Ubrałam się w
dresowe spodnie oraz podkoszulek i wyszłam do salonu. Nigdzie nie było
Arrianne. Na stole leżała zielona, samoprzylepna karteczka. "Wyszłam do
parku. Wrócę za parę godzin. - A." napisane było zgrabnym, eleganckim
pismem. Wzruszyłam ramionami i włączyłam muzykę. Wzięłam laptopa i rozciągnęłam
się na kanapie. Wpisałam stronę Hunt-Bay.cc. Można tam było kupić różne
magiczne przedmioty i broń. Szybko zamówiłam nową stele i zamknęłam stronę. Do
wieczora oglądałam te durne powtórki chińskich teleturniejów. W końcu nie
mogłam usiedzieć na miejscu i przebrałam się w strój bojowy Nocnego Łowcy oraz
zabrałam ze sobą stele Arrianne i wyszłam.
Na
ulicach NY nie spotkałam nic co wymagałoby mojej interwencji. Widziałam jedynie
zataczające się wampiry, czarowników wchodzących do barów dla Podziemnych i
parę wilkołaków. Szukałam Arrie. To było do niej nie podobne. Nie odezwała się
do mnie przez cały dzień. Może siedzi z tymi swoimi znajomymi z Instytutu w
jakimś klubie?
Byłam
teraz w Central Parku. Pierścień mojego rodu odbijał światło rzucane przez
latarnie. Nie licząc odgłosów jadących samochodów było zupełnie cicho. Znowu
powróciłam myślami do snu i wczorajszego spotkania z demonem. Czy są jakoś
powiązane? Nie, pewnie nie. Ten sen to tylko moja chora wyobraźnia. Wszyscy mi
mówili, że mam wybujałą wyobraźnię.
- Padnij! - Czyjś głos wyrwał mnie z
zamyślenia. To chyba normalne, że, kiedy słyszysz takie polecenie od razu
kładziesz się na ziemi, prawda? No, przynajmniej ja tak zrobiłam. Usłyszałam wystrzał
i odgłos upadającego ciała. Szybko wyjęłam nóż seraficki i wypowiedziałam imię.
Miałam ze sobą łuk i strzały, ale w takich sytuacjach lepiej sprawowało się
ostrze. Na ziemi, dwa metry przede mną leżał wampir. Rozejrzałam się. Za ławką,
niedaleko mnie stał jakiś chłopak w ciemnej bluzie. W ręce trzymał pistolet.
Podszedł do mnie bliżej, a ja uniosłam nóż.
- Nie zbliżaj się. - Wysyczałam. Musiał
mieć Wzrok. Przed wyjściem narysowałam sobie Runę Niewidzialności. Po za tym
zwykła kula nie załatwiłaby wampira, a ten był ewidentnie martwy.
- Nic ci nie zrobię, mała. - Podniósł
dwie ręce do góry. Taaak, wszyscy psychopaci tak mówią, a później lądujesz
zamknięta w piwnicy...
- Kim jesteś? - Spytałam zerkając to na
chłopaka, to na wampira. - A raczej powinnam zapytać czym.
- Kol Woods. Dhampir. - Powiedział mrużąc
oczy. Co? Dhampir? Coś mi świtało w głowie, skądś kojarzyłam tę nazwę...
- Dhampir? - Prychnęłam.
- Wampir półkrwi.
- Zamknij się! Wiem co to jest! - Wielkie
Kłamstwo Numer Jeden.
- A ty, Nephilim? Kim jesteś?
- Nic ci do tego, Podziemny. Wynoś się
stąd. - Skrzywiłam się. Skoro jest dhampirem to czemu zabił wampira? Na Anioła,
te nazwy są tak pokręcone. Czemu dhampir kojarzy mi się z jogurtem?
Kiedy
podszedł bliżej spostrzegłam, że chłopak jest dosyć przystojny. Miał oczy
koloru morza i kasztanowe, krótkie włosy. April, opanuj się! Właśnie zastrzelił
wampira, a tobie zaraz może zrobić trepanację czaszki. Albo rozetnie mi brzuch
i wsadzi do niego jakieś przedmioty okultystyczne, albo potnie mnie na kawałki
i rozrzuci po parku żeby dzieci bawiące się w chowanego znalazły moje szczątki!
Będę jak te pieprzone, ukryte jajka wielkanocne, których szukają dzieci...
"O! Patrz mamo! Znalazłam czyjąś rękę!" "Cudownie, dziecko! Włóż
to do koszyka".
- Nigdzie nie idę. - Usiadł na ławce. -
Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
- Nie muszę. Czym go zabiłeś? Zwykłe kule
nic by nie zrobiły.
- Dlatego na wampiry używam drewnianych
kul, zanurzonych w święconej wodzie.
- Czemu to zrobiłeś? Jesteś dhampirem.
Pół wampirem.
- Pół wampirem był mój ojciec, więc
jestem tak jakby ćwierć wampirem. To wszystko jest bardzo zagmatwane. Wyjaśnię
ci kiedy indziej. - Wzruszył ramionami.
- Nie będzie kiedy indziej, koleś. - Co
on sobie wyobraża?
- Nightmare, tak? Znałem twojego ojca. - Wskazał na mój pierścień.
- Może tak. Może nie. Idź stąd zanim ktoś
- na przykład ja - cię zabije. - Warknęłam.
- April? Tak, twój ojciec miał tylko
jedną córkę.
- Zamknij się. - Wysyczałam.
- Muszę już iść, ale nie martw się,
spotkamy się jeszcze. - Powiedział i odciągnął ciało wampira w cień. To był
najgorszy typ chłopaków. Zbyt aroganccy i pewni siebie. Pokręciłam głową i
wróciłam do domu.
Z
pokoju Arrianne dobiegała głośna muzyka, ale drzwi były zamknięte. Chociaż
miałam pewność, że wróciła. Powlokłam się do swojego pokoju, zrzuciłam ubrania
i zaczęłam nalewać wodę do wanny w łazience. Kiedy się kąpałam rozległ się
dzwonek. Klnąc pod nosem założyłam szlafrok i podeszłam do drzwi.
- Akwizytorom dziękujemy, Świadków Jehowych
nie wpuszczamy i nie, nie przyłączymy się do żadnej sekty! - Mówiłam głośno,
gdy otwierałam drzwi. Uchyliłam je i już miałam zbesztać z błotem panie z
ulotkami, kiedy zamarłam. Przede mną stał chłopak o jasnych oczach, tak
turkusowych jak moje i kruczoczarnych włosach.
- Luka?! - Krzyknęłam wytrzeszczając
oczy. Chłopak uśmiechnął się szeroko, a mnie zalała fala ciepła.
Farfaix