3
miesiące później...
Czekam
na niego już pół godziny. Nadal się nie zjawia, a moje
ciało już zdążyło skostnieć na mrozie. Wyciągam telefon i
wykręcam jego numer. Nie odbiera.
- Cholera!
- wykrzykuję w roztargnieniu. Jakaś kobieta przychodząca obok
rzuca mi krytyczne spojrzenie, a ja odpłacam jej złośliwym
uśmieszkiem. Ruszam biegiem w dół ulicy potrącając po
drodze ludzi, którzy wykrzykują w moją stronę soczyste
obelgi. Nie obchodzi mnie to i zaczynam biec jeszcze szybciej.
Martwię
się o niego. Jest dla mnie wszystkim co mam i nie przeżyłabym
gdyby coś mu się stało. Zawsze był przy mnie gdy go
potrzebowałam, wspierał mnie, ale także trzepał po głowie kiedy
miałam głupie pomysły. Jest moim najlepszym przyjacielem. Nie mogę
stracić bliskiej mi osoby po raz drugi. Nie dopuszczę do tego,
nawet gdyby ceną miało być moje własne życie. Wreszcie docieram
do jego apartamentu, a drzwi otwiera mi starszy, siwy kamerdyner.
Nawet nie czekam aż mnie przepuści tylko przepycham się obok
niego. Wbiegam na schody i ruszam sprintem na piętro. Wielu ludzi
dziwi się kiedy wybieram bardziej męczącą drogę, ale ja
uwielbiam uczucie pracujących mięśni, krwi buzującej w moich
żyłach. Jestem stworzona do pracy fizycznej. Dobiegam do drzwi i
wyważam je kopniakiem z półobrotu1.
Staję jak wryta nie potrafiąc wykrztusić z siebie ani słowa.
Przede mną stoi Kevin i jak gdyby nigdy nic uśmiecha się do mnie,
wycierając wilgotne włosy.
-
Co, Ash? Zapomniałaś czegoś czy aż tak się za mną stęskniłaś,
że nie mogłaś poczekać do naszego spotkania?- chwyta się
teatralnie za serce udając poruszonego- Ale wiesz, te drzwi to już
mogłaś sobie darować. To już trzecie w tym miesiącu.
-
Ty.. Ty..! - warczę, powoli się do niego zbliżając- Co ty sobie
myślisz? - dźgam go palcem w klatkę piersiową, popychając w tył
– Czekałam na ciebie godzinę, a ty beztrosko siedzisz sobie w
domku, moczysz tyłek i myślisz, że to zabawne?!
-
Hola, hola! Przepraszam, ale zgubiłem się. Dlaczego na mnie
czekałaś, i dlaczego mnie ochrzaniasz? - pyta, patrząc na mnie
jakbym urwała się z choinki. Fakt, kiedy byłam dzieckiem zdarzyło
się kilka razy, że skacząc po drzewach dość porządnie
przydzwoniłam w ziemię, głową również. Ale to nie znaczy,
że jest ze mną coś nie halo.
-
Czekałam na ciebie godzinę pod 'Kotem Nyan”, zmarzłam w trzy
dupy, a ty mnie olałeś mimo, że byliśmy umówieni! I
jeszcze się pytasz o co mi chodzi?! - krzyczę już mocno wkurzona.
-
Po pierwsze trzeba się było ubrać w ten płaszczyk ode mnie to byś
nie zmarzła, po drugie nie olałem cię i nigdy tego nie zrobię, po
trzecie byliśmy umówieni na jutro, nie na dzisiaj, a po
czwarte gdzie masz ten kalendarz, który również ode
mnie dostałaś? - odpowiada.
-
Na jutro? Nie, na pewno na dzisiaj... - jestem zbita z tropu. Chociaż
może faktycznie jesteśmy umówieni na jutro... - Jesteś
pewien?
-
Ja- tu wskazuje na siebie- nigdy się nie mylę – uśmiecha się
zawadiacko i przytula mnie do piersi. W tym momencie cała złość
wyparowuje ze mnie i oddaję uścisk, wtulając się w niego.
-
A więc co stało się z płaszczem i kalendarzem ode mnie? - pyta,
unosząc mój podbródek.
-
Uhmm.. No cóż.. - podnosi brew czując jak zaczynam kręcić
się w jego ramionach. - No więc?
-
Płaszczyk oddałam Priscilli, a kalendarzyk dotrzymuje towarzystwa
temu różowemu boa, które dałeś mi na walentynki.-
odpowiadam lekko zmieszana.
To
nie tak, że nie doceniam prezentów które od niego
dostaję. Po prost Kev ma dość specyficzny gust. Ja lubię czerń i
odcienie szarości. On natomiast kocha wszystkie tęczowe barwy,
błyszczące rzeczy i inne przedmioty wywołujące u mnie odruch
ucieczki. No dajcie spokój! Gdybyście zobaczyli ten płaszcz
sami zwialibyście z krzykiem. Wyglądałam w nim jak Wielkanocny
kurczak przewiązany wielką, czerwoną kokardą. Może jeszcze
koszyk z pisankami do ręki i heja! A kalendarzyk , o którym
mówił wcale nie był lepszy... Cały obity był w fioletowe
futerko, z którego brokat sypał się na prawo i lewo, a po
otwarciu zaczynała grać jakaś debilna muzyczka. Świąteczne
okrycie oddałam więc Priscilli, a notes wsadziłam do kartony pod
łóżkiem. Zapytacie kim jest owa P.- jest to Nocna Łowczyni,
z którą muszę spotykać się co rano i co rano wysłuchiwać,
że powinnam zacząć wyglądać jak dziewczyna, a nie jak satanista
męczący dzieci i koty. A może to prawda i co? Nie jej sprawa
chociaż ona uważa inaczej. Eh..
Kev
lekko mną potrząsa, wytrącając mnie z zamyślenia i robi swoją
minę nr 5 pt. „Mam plan i nie uciekniesz mi nawet gdybym miał cię
związać i zamknąć w szafie”
-
No co mistrzu? - pytam, szturchając go zawadiacko w ramię- Na co
nasz geniusz zła wpadł tym razem?
-
Pomyślałem, że jak już tu dotarłaś z efektownym wejściem smoka
to możesz zostać dłużej i się zabawimy...
O
nie! Znam ten wyraz twarzy i on nigdy nie wróży nic dobrego,
a to oznacza, że pora się zmywać.
-
Wiesz, ale ja.. ja, no ten.. nie nakarmiłam rybek! - powoli zaczynam
cofać się w kierunku drzwi.
-
Nie masz rybek bo twój kocur je zjadł i nawet nie próbuj
się wykręcać – mówi głosem, jakby karcił niesforne
dziecko, klikając jakiś przycisk pod blatem stolika. W tym momencie
rozlega się huk. Nie mija sekunda i już wiem co ten drań wymyślił,
żebym mu nie uciekła. Zamontował kraty w drzwiach!
- Niech
cię cholera, Gao!
_____________________________________________________
3
godziny 27 minut i 02 sekundy później..
- Ugh -
warczę po nosem wiercąc się na obrotowym krzesełku przy toaletce
Keva. Tak, ten facet ma toaletkę! A do tego setki, a może tysiące
cieni, kredek, balsamów, kremów, podkładów i
innych rzeczy, których nigdy w życiu nie widziałam. A ja
siedzę na tyłku od 3 godzin 27 minut i 6 sekund i jestem jego
świnką morską. Próbuję poruszyć twarzą, ale mam wrażenie jakby ktoś nałożył mi na nią tonę gładzi szpachlowej. Do tego ledwo otwieram oczy pod grubą, naprawdę grubą warstwą brokatu, tuszu i innych kompletnie zbędnych badziewi. Ta podstępna kreatura zmieniła mnie w "śliczną" barbie o błyszczących loczkach i jeszcze się świetnie przy tym bawiła! Wolę nawet nie patrzeć w lustro wiedząc, że ta pełna zachwytu mina Gao nie wróży nic dobrego, a dodatkowo zobaczenie w siebie w takim stanie mogłoby się skończyć wielogodzinnym wylegiwaniem się na kozetce. Jeżeli on uważa, że coś jest urocze musi to błyszczeć bardziej niż neony w Las Vegas
Zastanawiacie
się zapewne dlaczego kocham tego faceta skoro tak mnie wkurza.
Owszem, czasami mam ochotę spalić jego całą garderobę i śmiać
się przy tym jak opętany szaleniec2.
Ale nie zrobię tego bo cholernie mi na nim zależy i nie chcę
stracić kolejnego przyjaciela. Myślicie w tym
momencie, że jestem naiwną dziewczynką, która kocha
faceta bardziej niż swoją rodzinę, znając go zaledwie trzy miesiące. Może i macie rację, i
może za to zapłacę w przyszłości, jednak aktualnie nie potrafię
żyć bez niego. On zawsze wie co mnie gryzie i potrafi mnie
pocieszyć czy rozweselić; jest niczym starszy brat, którego nigdy nie miałam. W jakiś tajemniczy sposób od
samego początku połączyła nas nić sympatii i zrozumienia. Sama tego do końca nie rozumiem, ale jestem pewna, że za naszym spotkaniem stały jakieś tajemnicze
siły, które splotły nasze losy ze sobą abyśmy wspólnymi
siłami odnaleźli sprawiedliwość.
1Takiego
perfekcyjnego wykopu to nawet Jace by mi pozazdrościł ;P
2Na
pewno bym tego nie przeżyła w jednym kawałku -koleś, który
tuli do snu swój słoiczek z brokatem i skórzane,
tęczowe spodnie nigdy by mi tego nie opuścił ;P
Asik955